Nawet 877 mln zł może kosztować pracodawców podwyższenie płacy minimalnej od przyszłego roku - wynika z wyliczeń "Rzeczpospolitej". Jednak rząd też może na tym stracić, bo jak skończy się koniunktura, to zacznie się ucieczka w szarą strefę i zwolnienia.
Nie wiadomo dokładnie, ile w Polsce osób dostaje minimalne wynagrodzenie. Oficjalnie mówi się o ok. dwóch procent pracowników. Ale statystyki nie zbierają informacji z małych firm, do dziewięciu zatrudnionych, gdzie pracuje co trzeci Polak.
Resort pracy szacuje, że minimalną płacę dostaje ok. 181 tys. pracowników. Zdaniem związków zawodowych jest to znacznie więcej, około 350 tysięcy osób. Jeśli rację mają ci drudzy, to pracodawcy zapłacą dodatkowo 877 mln zł. Wiadomo jedynie, że w dużych firmach zmniejsza się liczba osób, które dostają najniższą pensję. Trzy lata temu było 280 tys. osób, a obecnie jest ich o 100 tysięcy mniej.
Podwyższać, ale inaczej
Organizacje przedsiębiorców zabiegają o zmniejszenie klina podatkowego, czyli wszystkich obciążeń związanych z wynagrodzeniami. Szacunki związane z podwyżką płacy minimalnej pokazują, że zmniejszenie składki rentowej (w sumie o 7 proc.) znacząco nie wpłynęło na zmniejszenie narzutów związanych z pensjami. Jeśli bowiem płaca minimalna wzrośnie w przyszłym roku do 1126 złotych, to pracownik otrzyma ok. 840 złotych na rękę, a pracodawca zapłaci dodatkowo ok. 210 zł pozapłacowych kosztów pracy. Potrzebuje więc w ciągu roku dodatkowych ponad 2500 zł.
Mali najbardziej dostaną po kieszeni
Adam Szymański ze Świętokrzyskiego Związku Pracodawców Prywatnych uważa, że podwyżki nie powinny wyprzedzać wzrostu wydajności pracowników oraz by uwzględniały możliwości ekonomiczne firm. Zdaniem Jacka Fifielskiego, właściciela bydgoskiej firmy zajmującej się usługami komunalnymi Corimp, te 2500 zł rocznie kwota zauważalna dla małych firm: - Jeśli pracownicy mają podnosić kwalifikacje, to firmy powinny stawać się coraz bardziej konkurencyjne. Jest to trudne szczególnie dla małych firm, gdzie pracują trzy - cztery osoby z niskimi płacami. Wówczas dodatkowych pieniędzy nie dostanie ani właściciel, ani pracownicy, tylko pójdą na dodatkowe koszty - podkreśla Fifielski.
Anna Kowalska-Szczepańska, dyrektor Przedsiębiorstwa Hotelowego Majewicz sp. z o.o. Hotel Pod Orłem także w Bydgoszczy, zwraca uwagę na dodatkowy element: -Współpracujemy z małymi firmami, które u nas sprzątają, zajmują się ochroną. Jeśli u nich wzrosną płace, to podniosą stawki godzinowe i w konsekwencji u nas zwiększa się koszty operacyjne.
Prowincja pierwsza ucieknie w szara strefę
- Niskie wynagrodzenia dostają przede wszystkim pracownicy małych firm w małych miejscowościach - tłumaczy Wiesława Taranowska. - Umawiają się z pracodawcą, że dostaną najniższą z możliwych pensji, a resztę nieoficjalnie. To dość powszechna praktyka. Jeśli więc minimalne wynagrodzenie zostanie podniesione, to pracownicy na tym zyskają. Dostaną tyle samo, ale już oficjalnie - przekonuje Taranowska. Tyle, że do czasu.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24