Pracodawcy i rząd chcą utrudnić związkom zawodowym strajki. Za nielegalne okupowanie firm mogą im grozić milionowe odszkodowania, a negocjować z pracodawcami mogłyby tylko duże związki - donosi "Gazeta Wyborcza".
Zgodnie z pomysłem pracodawców zgłoszonym w Komisji Trójstronnej, organizatorzy nielegalnych strajków dostawaliby rachunek za straty, które poniosła firma w czasie przestoju. Dziś za nielegalne działania utrudniające prace zakładu związkom nic nie grozi.
Pracodawcy chcą też ograniczyć swobodę strajkowania. Dziś, aby strajk był legalny, wystarczy poparcie jednej czwartej załogi. Teraz proponuje się, by ten limit podnieść do 50 proc.
Negocjacje tylko dla największych
Zaproponowano też ograniczenie liczby związków uprawnionych do negocjacji z pracodawcą. Według pomysłu pracodawców, negocjować mogłyby jedynie duże związki zrzeszające minimum 33 proc. załogi.
Co ciekawe, części związków propozycje przypadły do gustu. - Większe związki powinny mieć większą siłę głosu - wyjaśnia szef OPZZ Jan Guz. Tego samego zdania jest "Solidarność". Natomiast małe związki już zapowiadają protesty przeciw zmianom.
Co zrobi rząd?
Pod koniec kwietnia wiceminister gospodarki Rafał Baniak zaprzeczył, jakoby w rządzie trwały prace nad jakąkolwiek "ustawą strajkową". - Nie ma takiego dokumentu, nie ma rządowego przedłożenia w tej sprawie - mówił wtedy Baniak zapewniajac, że "rząd nie zrobi niczego, co nie będzie uzgodnione z partnerami społecznymi". - Zgodzimy się na każdą formułę, którą wypracują partnerzy społeczni. Rząd dopiero wtedy da swoją ekspertyzę - dodał.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24