- Rosyjskie embargo pokazało, że wielu sadowników było nastawionych wyłącznie na eksport jabłek do tego kraju. Duża część produkcji to odmiana idared, której nie da się sprzedać na innych rynkach - uważa prof. Edward Makosz, prezes Towarzystwa Rozwoju Sadów Karłowych.
Profesor, który jest uznanym autorytetem w dziedzinie sadownictwa i ogrodnictwa przyznał, że embargo nałożone przez Rosję spowoduje straty dla wielu producentów jabłek w naszym kraju. Najbardziej dotknie tych, którzy produkują słabej jakości towar. O tym, że trzeba poprawić jakość owoców mówi się od kilku lat, ale wielu producentów jabłek, nastawionych na eksport do Rosji uważało, że nie ma potrzeby zmian, bo to kosztuje - tłumaczył Makosz.
Sady nie wypielęgnowane
Słaba jakość polskich jabłek wynika z niedostatecznej pielęgnacji sadów, jak i sposobu uformowania drzew (typ sadów). Wiele takich plantacji znajduje się w rejonie grójeckim - stwierdził Makosz. Dodał, że pod względem jakości produkcji odstajemy od Europy.
Embargo ma też dobre aspekty. Nagłośnienie problemu ze sprzedażą jabłek w mediach jest wielką bezpłatną promocją, na którą sadowników nie byłoby stać. Ponadto na ogrodnictwo zwrócił uwagę rząd, który wcześniej nie doceniał tej gałęzi rolnictwa. Rosyjskie restrykcje uświadomiły konieczność integracji sadowników - wyliczał Makosz.
Produkcja jabłek w tym roku w Polsce wyniesie co najmniej 3,5 mln ton (wobec ok. 3 mln ton w ub.r.), ale w całej Unii zbiory tych owoców mogą wynieść rekordową wielkość - 12 mln ton - uważa profesor. Według niego, w krajach Unii Europejskiej znaczna część jabłek nie znajdzie odbiorcy, zostaną w sadach lub w gospodarstwie.
Atrakcyjna cena
Na polskim rynku "niezagospodarowane" będzie co najmniej 200-300 tys. ton jabłek. Jednak nie dotyczy to wysokiej jakości owoców przechowywanych w komorach chłodniczych. - Takie jabłka na pewno znajdą nabywców - podkreślił ekspert i dodał, że cena polskich jabłek konsumpcyjnych jest atrakcyjna dla zagranicznych odbiorców.
Wobec wysokiej produkcji jabłek w wielu krajach zachodniej Europy, Polska nie będzie mogła sprzedać niewyeksportowanych jabłek do Rosji (w 2013 r. eksport wyniósł 677 tys. ton). Za duży sukces będzie można uznać eksport 300 - 350 tys. ton - uważa Makosz. Jego zdaniem, część tej produkcji można przerobić na biogaz albo na alkohol - np. cydr.
Jabłka zostaną na drzewach
Natomiast w znacznie gorszej sytuacji znajdują się producenci tzw. jabłek przemysłowych (prawdopodobnie w tym roku na ten cel trafi 60 proc. zbiorów). Sadownicy muszą się godzić z niskimi cenami oferowanymi przez zakłady przetwórcze, które w tym roku gotowe są płacić jedynie 12-20 groszy za kilogram jabłek. - To są niskie ceny, ale tylko od decyzji każdego z producentów zależy, co z nimi zrobią - zaznaczył profesor i dodał, że sadownicy w innych krajach w takiej sytuacji "zostawiają część produkcji na drzewach nie chcąc ponosić kosztów i nabijać zysków przemysłowi". Zaznaczył, że w niektórych krajach Wspólnoty we wrześniu były jeszcze zapasy zeszłorocznych jabłek. Duże też były zapasy koncentratu jabłkowego, co przekłada się na bardzo niskie ceny skupu jabłek. Do połowy września cena skupu jabłek przemysłowych wahała się od 3 do 5 eurocentów/kg, w poprzednich latach - od 12 do 15 eurocentów.
Jak mówił można też próbować zwiększać spożycie, ale konsumenci nie będą jedli więcej tych owoców, jeżeli będą one takie jak obecnie. Wiele supermarketów tanio sprzedaje polskie jabłka, ale jest to raczej towar, który nadaje się do przerobu, owoce są różnej wielkości i mają niejednolite wybarwienie. Nic więc dziwnego, że część kupujących sięga po droższe zagraniczne jabłka. W Polsce zjada się 15 kg jabłek na osobę rocznie, w Niemczech - 22 kg, a w Turcji - 30 kg. W Polsce rocznie zjada się ok. 700 tys. ton jabłek deserowych.
Autor: ToL//km / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock.com