- Reforma finansów publicznych. I to jak najszybciej - powtarzają jak mantrę ekonomiści. Choć aprobują konserwatywne założenia uchwalonego w piątek przez Sejm budżetu na 2010 rok, to nie widzą w nim nawet cienia reformy. - Prędzej czy później trzeba będzie to zrobić. Tyle, że im później, tym trudniej - mówią.
- Budżet na 2010 rok nie wprowadza zmian, które w przyszłości mogłyby być podstawą do ograniczenia wydatków budżetowych. Trzeba oczywiście pamiętać, że powstawał on w czasie jednego z największych kryzysów gospodarczych, jakie znamy, ale nie może to usprawiedliwiać braku radykalnych działań - ocenił ekonomista Marek Zuber. Jego zdaniem są one szczególnie potrzebne w sytuacji wyraźnego narastania deficytu budżetowego i długu publicznego.
Nowy budżet, stare grzechy
Zdaniem Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha projekt przyszłorocznego budżetu nie różni się zbytnio od budżetów z kilku ubiegłych lat. I również ponagla do reformowania finansów publicznych. - Jest taki sam jak poprzednie - z tymi samymi błędami i grzechami. Nie widać w nim eliminowania wydatków na rzecz różnych grup interesu, które państwo ponosi od lat. Dużo się mówi o tym, że trzeba redukować wydatki publiczne, ale w kolejnych budżetach nie znajduje to odzwierciedlenia - powiedział. Jego zdaniem, redukcja wydatków byłaby widocznym znakiem, że rząd chce podjąć reformę finansów publicznych.
Należy przypuszczać, że rząd wstrzymuje się z przeprowadzeniem poważnych reform finansów publicznych m.in. ze względu na wybory prezydenckie w 2010 roku. Musi też liczyć się z niechęcią prezydenta do większych zmian i rządzi razem z PSL, które jest mniej chętne do reform zuber o budżecie
Mały plusik za ostrożność
Jedyne, w czym ekonomiści cicho przyklaskują, jeśli chodzi o tegoroczny budżet, to jego konserwatywne założenia. Główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak powiedział, że deficyt w przyszłym roku będzie niższy, niż zapisane w ustawie 52 mld zł. - Spodziewałbym się, że zarówno dochody podatkowe państwa, jak i niepodatkowe będą wyższe niż te ujęte w ustawie budżetowej - uważa Jankowiak.
Jego zdaniem ostatecznie deficyt będą obniżały inne wpływy, których w budżecie nie uwzględniono. Wyjaśnił, że nie ujęto w nim choćby wypłaty zysku z NBP, który szacuje na 4-8 mld zł. Poziom przychodów państwa z dywidendy też jest zdaniem ekonomisty zaniżony. - Z punktu widzenia rządu jest to w porządku, bo jeśli będzie lepiej - a będzie - to dobrze dla budżetu. To taka trochę ostrożność na wyrost" - powiedział.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24