Jak zostać milionerem? "Superwizjer" TVN odkrywa, że... bardzo łatwo. Wystarczy mieć papiery wartościowe przedwojennych spółek, na ich podstawie reaktywować spółkę, a potem... domagać się od Skarbu Państwa zwrotu zajętego mienia lub miliardowych odszkodowań. Proste? Wszystko dzięki nagłemu zniknięciu pewnego przepisu.
Przepis, który mógłby zapobiec tak zwanej reaktywacji przedwojennych spółek, w 2000 roku zniknął w niejasnych okolicznościach. Do dziś nie wiadomo kto i dlaczego go usunął – twierdzą reporterzy „Superwizjera” TVN.
Bardzo drogi przepis
Reaktywowanie przedwojennych spółek polega na wskrzeszaniu do życia firm, które istnieją już tylko wyłącznie na papierze. Mechanizm okazuje się prosty: osoby, które z dawnymi właścicielami nie muszą mieć nic wspólnego, zdobywają - np. skupują wśród kolekcjonerów - dawne akcje na okaziciela. Zbierają się w kilka osób i z papierami, które mają, wskrzeszają firmę, rejestrując nowe organy spółki w KRS.
Ta procedura okazuje się jednak bardzo groźna dla budżetu państwa - otwiera się wówczas droga do żądania od państwa zwrotu majątków i odszkodowań za mienie, które przed wojną należało do spółki, a po wojnie zostało przejęte przez komunistyczne władze. Mogą to być budynki, ogromne działki czy fabryki, w miejsce których postawiono np. nowe osiedla.
Kwoty odszkodowań mogą być gigantyczne - jak szacuje Ministerstwo Gospodarki, potencjalne zagrożenie to roszczenia przewyższające sto miliardów złotych, czyli blisko 1/3 rocznego budżetu Polski.
Całe dzielnice "Giesche"
Kilka osób wpadło na pomysł, by reaktywować jedną z wielkich przedwojennych spółek - Giesche S.A. Przed wojną firma miała siedzibę w Katowicach, a wokół niej powstawały całe dzielnice. Tereny należące do spółki to dzisiejsze dzielnice - Szopienice, Nikiszowiec i Giszowiec. Po reaktywacji spółki teoretycznie więc właścicielami części Katowic i ponad dwóch tysięcy mieszkań jest... kilka osób. Prezydent stolicy Górnego Śląska zauważył jednak zagrożenie i skierował sprawę do prokuratury.
Skąd taka luka w przepisach? Przed wojną wszystkie spółki były wpisywane do rejestru RHB. W 1997 roku Sejm uchwalił ustawę o nowym, elektronicznym rejestrze spółek, czyli o Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS). Przy tej okazji pojawił się także przepis, z którego wynikało, że spółki działające na podstawie RHB mają czas do końca 2003 roku na wpisanie się do nowego rejestru KRS. Po tym czasie wpisy w RHB byłyby już nieaktualne, co znacznie utrudniłoby reaktywację przedwojennych spółek.
Było i nie ma
Ten przepis jednak... zniknął. Jeszcze zanim zaczął obowiązywać. Został zmieniony w 2000 roku przez wykreślenie daty "2003", ponoć na wniosek Unii Europejskiej. Dawne wpisy nadal są aktualne, przedwojenne spółki wciąż formalnie istnieją i dlatego tak łatwo można je reaktywować - i to zgodnie z literą prawa.
Reporterzy "Superwizjera" prześledzili prace legislacyjne nad tą zmianą. Z dokumentów wynika, że projekt poprawki usuwającej datę został opracowany przez rząd Jerzego Buzka. Powstał w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Departamencie Legislacyjno - Prawnym.
Tak kazała Unia?
- Teraz nie potrafię sobie przypomnieć, kto zaproponował wykreślenie tej daty – mówi Marek Sadowski, wówczas wicedyrektor Departamentu Legislacyjno – Prawnego w Ministerstwie Sprawiedliwości, który brał udział w pracach nad ustawą.
Poproszeni o pomoc w rozwiązaniu zagadki znikającego przepisu obecni urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości także rozkładają ręce. - Przejrzałem dokumenty i rzeczywiście wynika z nich, że nikt wówczas nie zwrócił uwagi na problem reaktywacji spółek – przyznaje Maciej Kujawski z biura prasowego resortu.
Urzędnicy wspominają również, że skreślenie zapisu wiązało się z przygotowaniami Polski do wejścia do Unii Europejskiej. Przepis miał być niezgodny z dyrektywami UE. Czy to prawda? Aby to sprawdzić, dziennikarze "Superwizjera" napisali list do Komisji Europejskiej z prośbą o wyjaśnienie. Ciąg dalszy na pewno nastąpi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN