- Jestem zdziwiony obstrukcją uprawianą przez prezydenta i główną część opozycji w kwestii euro - tak Leszek Balcerowicz komentował na antenie TOK FM polityczny spór o termin wprowadzenia w Polsce europejskiej waluty.
Jak tłumaczył, chodzi o wyraźną niechęć prezydenta do zmiany konstytucji oraz "wojnę propagandową z rządem, w której mało jest rzeczowych argumentów, a dużo etykietek lub rzeczy bardzo naciąganych".
W opinii Leszka Balcerowicza, polityka prowadzona przez obóz prezydencki służy raczej dezinformacji opinii publicznej. - Chodzi o metody dyskusji w sporze z premierem - powiedział były minister finansów. Jak podkreślił, Lech Kaczyński ma zwyczaj używania negatywnych etykietek (np. "liberał" czy "antyliberał") jako maczugi. - Ta metoda dyskredytuje osobę, która ją stosuje - zauważył.
Jak dodał, prezydent ma także zwyczaj "wskazywanie na grupy interesów". - To jest jego sposób odnoszenia się do poglądów, które mu się nie podobają. A powinna być rzeczowa debata - mówił Balcerowicz.
Zdaniem ekonomisty w ten sposób prezydent "na pewno nie pomaga też stabilizacji złotego".
"Referendum nie ma sensu"
Pytany o sprawę referendum ws. euro, Balcerowicz wskazał na możliwy w tej kwestii problem natury konstytucyjnej. Chodzi o to, że Polska już się wypowiadała w tej sprawie, głosując w referendum za przystąpieniem do UE.
- Natomiast pytanie o termin przyjęcia euro nie ma sensu, bo tu nic nie zastąpi rozsądku elit politycznych - stwierdził były prezes Narodowego Banku Polskiego.
"Opłaca się mieć euro"
- Wszystkie znane mi raporty wskazują na to, że opłaca się mieć euro - mówił Leszek Balcerowicz. Wymienił m.in. ostatni raport NBP, który pokazuje, że korzyści z przystąpienia do strefy euro przeważają nad kosztami. – Odsuwanie momentu uzyskania tych nadwyżkowych korzyści jest stratą - podkreślił.
Dodał jednak, że co prawda kryzys zwiększył atrakcyjność posiadania europejskiego pieniądza, ale jednocześnie skomplikował do niego drogę dojścia do niego.
Źródło: TOK FM
Źródło zdjęcia głównego: fotorzepa