- Stocznia Gdańsk dostała od różnych instytucji prawie 720 mln zł gwarancji oraz 146,5 mln przelewu na konto - wynika z biuletynu po posiedzeniu Komisji Skarbu Państwa z lipca ubiegłego roku, do którego dotarła TVN24. To kolejna kwota w sporze między związkowcami a premierem o wysokość publicznej pomocy dla stoczni. Na posiedzeniu komisji lider związkowców był osobiście.
Jeszcze przed poniedziałkową debatą szefa rządu Donalda Tuska i mocno okrojonej reprezentacji związkowców z gdańskiej stoczni wiceszef tamtejszej "Solidarności" Karol Guzikiewicz powiedział, że premier kłamie podając kwotę, jaką miał w ramach pomocy publicznej otrzymać zakład.
Jak mówił - według Tuska jest to ok. 700 mln zł, a według jego wyliczeń - najwyżej 80 mln. Związkowiec powoływał się przy tym na raport NIK w tej sprawie. Swoje emocjonalne wystąpienie przed stocznią zakończył żądaniem powołania komisji śledczej w tej sprawie. ZOBACZ TAJNĄ KARTKĘ GUZIKIEWICZA Z "RAPORTU NIK"
Raport w toku
Paweł Biedziak, rzecznik NIK potwierdził w TVN24, że Izba rzeczywiście przygotowuje taki raport, ale na wyciąganie wniosków i podawanie konkretnych kwot jest jeszcze za wcześnie. - To jest tak, jak z prowadzeniem śledztwa. Obecnie kontrolerzy zbierają opinie, potem będą je analizować i dopiero wtedy przedstawią konkretne wnioski - tłumaczył.
Jak dodał, w sumie 700 mln zł Donalda Tuska zawierały się też rządowe poręczenia, które nie były wyłożeniem "żywej gotówki", jak np. na umorzenie długów stoczni, ale do sum pomocy publicznej są zaliczane.
- Raport zostanie przedstawiony Sejmowi pod koniec czerwca. Będzie on jawny i ogólnie dostępny - zapowiedział Biedziak.
Biuletyn Komisji SP: w sumie 718 mln zł
Inną kwotę podaje biuletyn, który jest stenogramem po posiedzeniu Komisji z 22 lipca 2007 roku. Już wtedy sprzeczano się, ile wyniosła pomoc dla Stoczni Gdańsk. Przedstawiciel Urzędu ochrony Konkurencji i Konsumentów przedstawił wtedy tabelkę, która pokazywała jakie instytucje - od Skarbu Państwa, przez ZUS, po gdański ratusz - na jaką kwotę i w jakiej formie wsparły Stocznię Gdańsk. Z dokumentu wynika, że łącznie udzieliły one stoczni poręczeń na sumę 718,9 mln zł, a na konto zakładu przelały sumę 146,5 mln zł.
Najbardziej kontrowersyjna jest kwota poręczeń, czyli pieniędzy faktycznie nie wykorzystanych. Komisja Europejska twierdzi jednak, że jeśli dzięki poręczeniu stocznia mogła np. wygrać przetarg, to jest to pomoc publiczna. Takie podejście Komisja prezentuje m.in. w komunikacie z 16 lipca 2008 dot. stoczni, w którym czytamy, że Gdańsk po połączeniu z Gdynią "kontynuował działalność dzięki pomocy państwa w różnych formach, włączając w to państwowe gwarancje dla produkcji, które pozwoliły stoczni zawierać kontrakty".
Ile? A kto to wie...
Kwestia publicznej pomocy, którą stocznie miały w różnych formach otrzymać po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej to główny powód tego, w jakim stanie znajdują się one obecnie. Zdaniem Komisji Europejskiej pomoc ta była nielegalna i zaburzała konkurencję na unijnym rynku.
Kwoty padały już dziesiątki, a różnice sięgały miliardów złotych. Rzecz sprowadza się do metodologii liczenia - inaczej liczy Bruksela, inaczej polski rząd, a jeszcze inaczej związkowcy. Według Komisji Europejskiej trzy polskie stocznie otrzymały od maja 2004 roku dwa mld zł w gotówce i 10 mld zł w postaci poręczeń kredytowych. Aby KE "zostawiła je w spokoju" musiałyby oddać przynajmniej pierwszą kwotę.
Faktem jest tylko to, że po decyzji Komisji Europejskiej polskie stocznie (a raczej to, co z nich zostało) musiały trafić w prywatne ręce.
Ile dostał Gdańsk?
Pomoc publiczną monitoruje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Według jego danych, wartość pomocy publicznej, jaką otrzymała stocznia Gdańsk wynosi około 700 mln zł. Urząd podkreśla, że pomoc udzielona stoczni to nie tylko pieniądze w gotówce, ale też poręczenia, umorzenia kredytów, gwarancje na kontrakty itp. - To wszystko jest elementem postępowania, które prowadzi Komisja Europejska. Ona zadecyduje o tym, jaka wysokość kwoty pomocy publicznej jest niezgodna z prawem europejskim - tłumaczy przewodniczący sejmowej komisji skarbu Tadeusz Aziewicz (PO).
Dokładne wyliczenia dla Stoczni Gdańskiej komplikuje fakt, że w latach 1998 - 2006 była ona roku własnością Stoczni Gdynia. W tym czasie to Stocznia Gdynia podpisywała umowy i na jej konto przelewano były pieniądze, natomiast w rozliczeniach część tej pomocy przypisano Stoczni Gdańsk. dzieje się tak np. w sytuacji gdy np. Stocznia Gdynia dostała gwarancje państwowe na kontrakt warty 100 mln zł., ale część kontraktu - np. wykonanie kadłuba - realizowała Stocznia Gdańsk.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24