Na jedną ofertę pracy dla politologa przypada aż 581 bezrobotnych politologów. Niewiele lepsza jest sytuacja techników rolnictwa – 193 chętnych na jedno miejsce. "Rzeczpospolita" publikuje polską mapę bezrobocia według zawodów.
Z wyliczeń "Rz" wynika, że najwięcej kłopotów ze znalezieniem zatrudnienia w pierwszym półroczu oprócz politologów miały osoby z wykształceniem technicznym zawodowym – technicy mechanicy, ekonomiści, informatycy czy technicy żywności. We wszystkich tych profesjach na jedno stanowisko przypada ponad stu chętnych do pracy.
Najwięcej ofert w stosunku do liczby bezrobotnych w I półroczu dotyczyło natomiast prac prostych. Średnio na jednego robotnika gospodarczego - czyli od zadań wszelakich - czekały prawie cztery oferty. Na pracownika w biurze – prawie trzy, a na pomocnika w administracji – dwie. Eksperci podkreślają jednak, że osoby z tymi dwoma ostatnimi zawodami są przyjmowane raczej na staż lub na przygotowanie zawodowe, a nie na dłuższą współpracę.
Więcej miejsc pracy niż chętnych jest też dla ochroniarzy i handlowców (na jednego bezrobotnego przypada odpowiednio 1 i 1,5 oferty).
W sumie przez pierwsze sześć miesięcy tego roku w urzędach pracy najwięcej zarejestrowało się sprzedawców, ślusarzy, techników ekonomistów, murarzy, krawców oraz kucharzy.
Ścisłe za trudne
Skąd popularność kierunków takich jak politologia, skoro znalezienie po nich pracy zawodzie graniczy z cudem? Studenci wybierają je, bo to studia stosunkowo łatwe - np. w porównaniu z kierunkami technicznymi, po których pracę znaleźć znacznie prościej. Najnowszy raport OBOP, wykonany na zlecenie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, pokazuje, że według młodych kierunki ścisłe są dla nich po prostu zbyt trudne.
- Nic dziwnego, że boją się wybierać studia techniczne. Przecież nawet wielu z tych, którzy dostali się na politechnikę, nie umie wykonywać podstawowych działań matematycznych. Mają problemy choćby z dodawaniem ułamków. Maturzyści zdają sobie sprawę, że nie są przygotowani i nie podołają wymaganiom, dlatego nawet nie rozważają wyboru kierunków ścisłych - mówi w rozmowie z "Dziennikiem" prof. Teresa Winiarska z Politechniki Krakowskiej.
Jej zdaniem nie chodzi o to, że młodzi są mniej inteligentni niż dawniej, wina raczej leży po stronie złego systemu edukacji. Bo brak obowiązkowej matury z matematyki zwalniał wiele osób z przykładania się do przedmiotów ścisłych. - Jeżeli nie zacznie się porządnie uczyć matematyki w szkole, to nie pomogą żadne zachęty w postaci wysokich stypendiów czy wizji dobrej pracy po studiach - mówi prof. Winiarska. I dodaje, że kierunki ścisłe wymagają nie tylko zdolności, ale także pracowitości. A to wielu przyszłych studentów mocno zniechęca.
Źródło: "Gazeta Prawna", "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24