Po jakim kursie zamienimy złotego na euro? To najważniejsze pytanie dla polskich konsumentów. Bo od tego zależy, ile - w przeliczeniu na euro - będziemy zarabiać. Ale też ile będziemy płacić w sklepach. Prognozy analityków wahają się od 3 do 3,5 złotego za euro.
Z punktu widzenia konsumenta, najkorzystniejszy byłby jak najniższy kurs wymiany. Gdyby było to 3 zł za euro, zarabiającym obecnie średnią krajową przeliczono by ją na blisko 1.100 euro brutto. Gdyby to był kurs 3,5 zł za euro, zarabiałby nieco ponad 900 euro.
Jednocześnie, przy niższym kursie wymiany ceny wyrażone w euro wyglądałyby na wyższe, bo za towar kosztujący 300 zł trzeba byłoby zapłacić 100 euro, a nie tylko 85 euro, jak przy kursie 3,5 zł za euro.
Co zrobić, żeby ceny nie rosły za szybko?
Wszyscy boją się wzrostu cen po przyjęciu euro...
Ceny będą rosły. W Polsce i w Unii kiedyś - może za 10, a może za 30 lat - wyrówna się poziom zarobków i poziom cen. Ale ceny mogą rosnąć znacznie wolniej, niż tego się spodziewamy.
Silniejszy złoty (czyli np. kurs wymiany 3, a nie 3,5 zł za euro) powoduje, że towary sprowadzane do Polski są relatywnie tańsze. Kupujący je u zagranicznego producenta importer mniej złotych płaci za tę samą cenę w euro. A więc może sprzedać je za niższą cenę. A na dodatek importowane towary tworzą konkurencję cenową dla polskich producentów, którzy będąc pod taką presją nie mogą swobodnie podnosić cen.
Mniej za ropę i za gaz
Silny złoty przy wymianie na euro spowodowałby ograniczenie wzrostu cen wszystkiego, co importujemy z zagranicy, a więc także gazu i ropy naftowej. Co prawda płacimy za nie w dolarach, na którego kurs do euro nie będziemy mieli żadnego wpływu, ale złoty i tak zawsze bardziej słabnie w stosunku do dolara niż euro. Wystarczy popatrzyć na ostatnie kryzysowe dni. Euro do dolara osłabiło się o około 15 proc., a złoty - w najgorszym momencie - o blisko połowę.
Wniosek jest jeden - im mniej złotych za euro ustalimy w kursie wymiany, tym lepiej dla konsumenta.
Importer technologii...
Od dawna politycy mówią, że eksporterzy są niezadowoleni, gdy złoty się umacnia. Wtedy, choć w euro dostają wynegocjowana wcześniej kwotę, przy wymianie dostają mniej złotych.
Jednak badania prowadzone od wielu lat przez NBP dowodzą, że w całym polskim eksporcie aż 80 proc. wartości stanowi import. To znaczy, że statystyczny producent-eksporter najpierw sprowadza towary, surowce i półprodukty, płaci za nie w euro lub w dolarach, a potem dopiero eksportuje swój produkt, za który dostaje dolary lub euro. No i musi się starać, żeby umieścić go na zagranicznym konkurencyjnym rynku.
Ale - co być może najważniejsze - Polska jest wciąż importerem technologii. Maszyny, linie produkcyjne i know-how, to wszystko kupujemy za granicą płacąc za nie w dolarach lub w euro. Im silniejszy złoty, tym płacimy mniej.
... i eksporter kartofli
Import zawarty w eksporcie dotyczy właściwie wszystkich polskich producentów. Nawet rolnicy, którzy niczego z zagranicy nie potrzebują do swojej produkcji, muszą przecież zapłacić za importowaną ropę, czy niezbędny do ogrzewania gaz.
Jednak to właśnie rolnicy oraz przemysł rolno-spożywczy, w którego eksporcie stosunkowo najmniejszy udział ma import, byliby najbardziej poszkodowani, gdyby do kursu wymiany przyjąć "silnego" złotego.
Na dodatek rolnicy, dostają dopłaty bezpośrednie z Unii w euro, przeliczonych na złote. Zależy im zatem, żeby za każde euro dopłaty dostać jak najwięcej złotówek.
Dlatego też wicepremier Waldemar Pawlak w trosce o interesy rolników sugeruje, żeby przy wymianie złotego na euro złoty był stosunkowo słaby.
Obecny kurs złotego jest bliższy temu, który byłby korzystny dla gospodarki przy wejściu do strefy euro - powiedział dziennikarzom w środę. - Taki kurs dawałby większe szanse na eksport do krajów UE, a także na eksport w skali globalnej naszych produktów - dodał wicepremier.
Na polskim rynku walutowym w środę euro kosztowało 3,63 zł.
Zdecydują negocjacje
Ostatecznie kurs złotego do euro będzie ustalony w połowie 2011 roku. Ale już niedługo zostanie ustalony kurs parytetowy, który przez dwa lata, od połowy 2009 do połowy 2011 roku, nie będzie mógł się zmienić o więcej niż 15 proc. Trudno też się spodziewać, że ostateczny kurs wymiany będzie znacząco inny, od tego ustalonego dla mechanizmu ERM2. Oba za też muszą zostać wynegocjowane z Komisją Europejską i Europejskim Bankiem Centralnym.
Ankietowani przez "Rzeczpospolitą" analitycy przewidują, że kurs wymiany byłby optymalny w przedziale od 3 do 3,5 zł za euro. Mówią jednak, że w trakcie obecnego kryzysu, kiedy płaciliśmy juz niedawno prawie 4 zł za euro, to nienajlepszy moment do rozpoczynania negocjacji prowadzących do przyjęcia najkorzystniejszego kursu.
- Kurs na pewno będzie wyższy w momencie wejścia do ERM2, szacuje go na 3,56 zł za euro, a niższy, kiedy będziemy wymieniać walutę. Wtedy należy odjąć od wspomnianego przeze mnie kursu około 10 proc. - powiedział "Rz" główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak.
Źródło: "Rzeczpospolita", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24