Po jednej stronie Lewica i restauratorzy, po drugiej posłowie pozostałych klubów i rząd. W Sejmie trwa ostatnia bitwa o to, czy w restauracjach i barach będzie można palić papierosy. Głosowanie nad całkowitym zakazem palenia w miejscach publicznych odbędzie się w piątek. Po dzisiejszej debacie jego wynik wydaje się tylko czystą formalnością.
Projekt nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami palenia tytoniu popierają zgodnie kluby PO, PSL i PiS. Przeciwko zakazowi palenia w miejscach publicznych, w tym w "lokalach gastronomiczno-rozrywkowych", opowiada się natomiast Lewica wspierana przez restauratorów i właścicieli pubów. Przekonują oni, że obostrzenia proponowane przez komisję zdrowia są zbyt restrykcyjne, a kary zbyt wysokie.
Zwolennicy nowych przepisów mają swoje - silne, choć powszechnie znane - argumenty: - Głównym celem ustawy jest ochrona przed biernym paleniem, bo bierne palenie, choć powoli, to zabija - przekonywał w środę podczas sejmowej debaty Czesław Hoc z PiS, sprawozdawca komisji zdrowia, która przygotowała projekt. Jak zaznaczył, badania pokazują, że w Polsce rocznie umiera 2 tys. osób narażonych na bierne wdychanie dymu tytoniowego.
Beata Małecka-Libiera z PO do szkodliwości biernego palenia dla zdrowia dodawała jeszcze jego szkodliwość dla budżetu poprzez generowanie kosztów świadczeń medycznych. Aleksander Sopliński z PSL zauważył, że zakaz palenia wprowadziło wiele państw, m.in. Włochy, Irlandia, Finlandia i USA.
Ale zdaniem Lewicy nie znaczy to, że taki sam zakaz powinniśmy wprowadzić i my. Według posłanki tego klubu Elżbiety Streker-Dembińskiej projekt zbytnio ingeruje w wolność obywatelską. Dlatego Lewica w piątek będzie głosować przeciwko.
Restauratorzy się boją
Plany wprowadzenia nowych przepisów od wielu miesięcy budzą duże emocje. - Jeśli ktoś prowadzi bar dla wegetarian, to nie zaprasza do niego mięsożerców, jeśli ktoś ma bar mleczny, nie zaprasza tam na drinki, jeśli ktoś nie chce dymu, może nie chodzić do miejsc, gdzie palenie jest dopuszczalne - przekonywali jeszcze w styczniu podczas posiedzenia komisji zdrowia restauratorzy. Mówili wtedy też, że projekt to lobby koncernów farmaceutycznych, bo po wprowadzeniu zakazów wzrośnie sprzedać specjalnych plastrów i gum z nikotyną.
Środowy "Dziennik Gazeta Prawna" opublikował wyniki sondażu, jaki TNS OBOP przeprowadził wśród 600 restauratorów. Ponad połowa z nich (54 proc.) uważa, że nowe przepisy spowodują spadek liczby klientów. Tylko 3 proc. ankietowanych sądzi, że klientów przybędzie. Natomiast zdaniem 43 proc. badanych, restrykcje nie wpłyną w żaden sposób na liczbę odwiedzających lokale.
Jednocześnie aż 68 proc. ankietowanych wyraża przekonanie, że wskutek zakazu palenia spadną obroty w restauracjach i pubach. Prawie co trzeci badany uważa natomiast, że obroty wzrosną.
Restauratorzy grożą, że jeśli nowe przepisy wejdą w życie, to ceny w lokalach pójdą w górę. Wielu z właścicieli barów myśli już też, jak ominąć restrykcyjne prawo.
Polacy też przeciw
Polacy, pytani w ankiecie o nowe przepisy, przychylają się do zdania restauratorów. Co prawda aż 70 proc. badanych popiera zakaz palenia w miejscach publicznych, ale nie włączając w to lokali gastronomicznych i pubów. Większość, bo aż 90 proc. opowiada się za wyodrębnieniem miejsc dla palaczy.
ŁOs, mon/ ram//mat/k
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24