Czy po wprowadzeniu euro ceny w sklepach urosną? Czy stracimy możliwość kształtowania naszej polityki pieniężnej? Dlaczego kraje eurolandu nie chcą nas przyjąć do swojego klubu? Na te i inne pytania odpowiadali eksperci podczas wielkiej debaty na antenie TVN CNBC Biznes.
Goście debaty zgodzili się, że w długim okresie wprowadzenie euro będzie korzystne. - Musimy wejść do strefy euro nie tylko ze względów formalnych (zobowiązaliśmy się do tego przystępując do UE - red.), ale także dlatego, że gdybyśmy tego nie zrobili, w dłuższym okresie w Europie pojawiłaby się niechęć inwestorów do Polski - stwierdził ekonomista Ryszard Bugaj. Przyznał jednak, że strefa euro to "wielki eksperyment - wspólny pieniądz bez wspólnego budżetu". - Do tej pory w strefie euro było 10 dobrych lat, ale to ogólnie były dobre lata w światowej gospodarce - dodał.
Kiedy do euro?
Jakub Borowski z Invest Banku mówił z kolei o możliwym terminie przystąpienia do eurolandu. - Myślę, że powinien to być 2013 rok. 2012 rok jest z powodów technicznych niemożliwy - powiedział. - To wydaje się moment optymalny, bo kryzys się skończy i gospodarki zaczną się podnosić i łatwiej będzie spełnić kryteria fiskalne i kursowe - dodał.
Zdaniem Witolda Orłowskiego z PricewaterhouseCoopers przystępując do strefy euro "na dłuższą metę zyskamy więcej niż stracimy, ale nie ma co udawać, że pewnych ryzyk nie ma". - Generalnie myślę, że w długiej perspektywie utrzymanie własnej waluty będzie bardzo kosztowne i to jest argument za szybkim wprowadzeniem waluty - mówił.
Zgodził się z nim reprezentant pracodawców, Jeremi Mordasewicz z PKPP "Lewiatan". - Odpowiedź przedsiębiorców jest oczywista. Wybieramy szybkie przyłączenie się do strefy euro. Nie da się szybko płynąć łódką, gdy wiosła raz się zanurzają głęboko, a raz płytko - mówił, odnosząc się do problemów ze zmiennym kursem walutowym.
Euro-mity obalone
W drugiej części dyskusji eksperci obalili tzw. euro-mity. Pierwszy z nich to opinia, że po wejściu do eurolandu znacznie wzrosną nam ceny. Jakub Borowski przekonywał, że nie ma czego się bać. - W innych krajach średnio wzrosły zaledwie o 2-3 proc. - mówił.
Drugi mit to zdanie, że przyjmując euro pozbawimy się instrumentu krajowej polityki pieniężnej. - To prawda, ale w zamian dostaniemy stabilność - tłumaczył Witold Orłowski. Borowski dodał, że poza tym polityka Europejskiego Banku Centralnego jest w dużej mierze zbieżna z polityką NBP.
Trzeci euro-mit, wzbudził najwięcej kontrowersji. Eksperci odpowiadali na pytanie po co wchodzić do strefy euro, skoro znajdujące się w niej kraje wcale nie radzą sobie z kryzysem lepiej od nas. Ryszard Bugaj przyznał, że rzeczywiście, trzy kraje ze starej "15", które nie przyjęły euro, mają średnio o 1 proc. wyższy wzrost PKB od państw z eurolandu. Powodu takiej sytuacji w czym innym niż przyjęcie euro upatrywał jednak Jeremi Mordasewicz. - Np. Włosi mieli problemy, bo prowadzili głupią politykę. Hiszpanie i Portugalczycy, też robili błędy wchodząc do strefy euro. Nie zrzucajmy wszystkiego na euro - apelował.
Po co nam to?
Czwarty euro-mit, którym zajęli się ekonomiści, to pytanie czy nie powinniśmy przyjąć euro dopiero wówczas, kiedy poziom życia w Polsce zbliży się do tego w eurolandzie. - To by było za kilkadziesiąt lat. Trzeba wejść do strefy szybciej, bo wówczas będziemy szybciej rosnąć - przekonywał Jakub Borowski.
Piąta teza, to pytanie po co wstępować do strefy euro skoro na razie nie jesteśmy mile widziani w eurolandzie. - To prawda, ale mówi się: nigdy nie wstępuj do klubu, gdzie cię chcą - powiedział Orłowski. Bardziej ostrożny był Bugaj. - KE ma prawo do oceny czy spełniliśmy wszystkie kryteria. Mogą np. powiedzieć, że owszem je spełniliśmy, ale nie na stałe i pod dwóch latach w ERM2 nie zostaniemy przyjęci - ostrzegał.
Debatę podsumował założyciel Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszek Barcelowicz. - Polska jest krajem na dorobku, nie wyrzekajmy się mechanizmów, które nas zbliżają do zachodu - zaapelował.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES