Już czwarty dzień w poniedziałek trwają protesty brytyjskich pracowników przeciwko zatrudnianiu zagranicznej siły roboczej. Rząd odpowiada jednak, że blokowanie dostępu do pracy cudzoziemcom pogłębiłoby recesję.
Akcję protestacyjną rozpoczęli pracownicy rafinerii w Lindsay, na wiadomość o tym, że ich macierzysty koncern Total powierzył tam kontrakt budowlany włoskiej firmie IREM. Miała ona odmówić zatrudnienia miejscowych bezrobotnych i sprowadziła 400 własnych robotników z Włoch i Portugalii, którzy zostali zatrudnienie na gorszych warunkach niż te, jakie pracodawca musiałby zaoferować miejscowym pracownikom. Total dementuje te doniesienia i wskazuje, iż przetarg na rozbudowę rafinerii został przeprowadzony rzetelnie i był otwarty dla firm brytyjskich.
Strajki solidarności opanowują Wyspy
Wielka Brytania od kilku tygodni walczy z bijącym rekordy bezrobociem. Setki firm ze wszystkich branż tną koszty, w wyniku czego na bruk trafiają tysiące pracowników. Dlatego w całym kraju odbywają się strajki solidarności z nafciarzami z Lindsay. Przyłączyli się do nich m. in. pracownicy z 900 firm wykonujących prace dla nuklearnych zakładów energetycznych w Sellafield. Strajkuje także ok. 300 przedsiębiorców współpracujących z elektrownią nuklearną Heysham w pobliżu Lancaster.
Rząd szuka złotego środka
W obliczu fali strajków minister gospodarki Peter Mandelson powiedział, że odizolowanie krajowego przemysłu i usług od konkurencji zagranicznej pogłębiłoby tylko recesję, wywołując depresję gospodarczą. Dodał jednak, że zagraniczne firmy powinny okazać wrażliwość na nastroje lokalne, gdy zastanawiają się nad sprowadzeniem do W. Brytanii pracowników z innych krajów, ale w działaniach Totalu nie dopatrzył się nieprawidłowości.
Źródło: TVN CNBC, PAP