Coraz więcej obaw, że decyzja Komisji Europejskiej będzie dla polskich stoczni niekorzystna. - Decyzja jest już prawie przesądzona - powiedział na antenie TVN CNBC Biznes eurodeputowany Dariusz Rosati. Tymczasem za wygraną nie dają sami stoczniowcy. W Szczecinie wyszli na ulice.
Na antenie TVN CNBC Biznes Rosati mówił o liście w sprawie polskich stoczni, który w środę podpisało 23 europarlamentarzystów. Został on złożony w Komisji Europejskiej.
- Biorąc pod uwagę rzeczywistą skalę zaniechań i opóźnień w działaniach polskich władz i, do pewnego stopnia, polskich spółek wszystkich włączonych w ten proces - sytuacja jest niesłychanie trudna. Nie chcę robić nadziei. Wprawdzie udało się pod tym listem moim zgromadzić podpisy bardzo wielu posłów z różnych krajów i z różnych grup politycznych, w tym z Niemiec, z Francji, z Holandii. Jest to list, który ma swoją wagę polityczną, ale w tym momencie, na finiszu całej sprawy jest bardzo trudno zmienić decyzję komisji, która praktycznie jest już przygotowana - podkreślił Rosati.
Stoczniowcy będą walczyć
Tymczasem spod bramy głównej Stoczni Szczecińskiej Nowa ruszył w południe marsz ok. 2 tysięcy stoczniowców w obronie miejsc pracy i zagrożonego upadkiem zakładu. O tej formie protestu zadecydował komitet protestacyjny podczas porannego spotkania.
Manifestanci przeszli ulicami miasta pod gmach Urzędu Wojewódzkiego. Tam złożyli na ręce wojewody petycji do premiera w sprawie stoczni. Wojewoda zachodniopomorski Marcin Zydorowicz przemawiając do stoczniowców zapewnił ich, że petycję "niezwłocznie" przekaże do Kancelarii Premiera.
Spod urzędu stoczniowcy wrócili do stoczni w sformowanej kolumnie, gwiżdżąc, trąbiąc i uderzając rytmicznie drewnianymi pałkami w kaski. Nieśli transparenty z napisami: "W obronie naszej stoczni", "Chcemy pracować nie głodować", "Nie rzucim stoczni", "Sprawa stoczni gra PO-zorów".
W złożonej petycji domagają się m.in. natychmiastowego spotkania z ministrem skarbu państwa i premierem. O wsparcie chcą także prosić prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Szyki zwierają także stoczniowcy z Gdyni. Został tam powołany Komitet Obrony Stoczni skupiający wszystkie organizacje związkowe, które w Stoczni Gdynia działają. - Jutro o godz. 10 organizujemy wiec wszystkich pracowników stoczni i spółek córek pod zarządem Stoczni Gdynia, a jeśli w dalszym ciągu będą pojawiać się niekorzystne informacje, w poniedziałek podejmiemy dalsze kroki. Będziemy manifestować na ulicach nie tylko Gdyni, ale tez innych miast. W Warszawie, a być może nawet w Brukseli. Będziemy walczyć do końca. W grę wchodzi praca 80 tysięcy ludzi pracujących w stoczni i u kooperantów - powiedział na antenie TVN24 przewodniczący związku zawodowego Stoczniowiec Leszek Świętczak.
Co z tymi stoczniami?
W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Skarbu Państwa przesłało do KE trzy programy restrukturyzacyjne dla stoczni, od których KE uzależnia zatwierdzenie pomocy. Gdyby Komisja nie zaakceptowała tych planów, stoczniom groziłby zwrot pomocy szacowanej na ok. 5 mld zł i upadłość.
W środę unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes wyraziła jednak "poważne wątpliwości" wobec tych programów. Zastrzeżenia Komisji Europejskiej dotyczą właśnie postulowanej przez inwestorów konieczności dalszego wsparcia stoczni po ich restrukturyzacji. Rzecznik KE ds. konkurencji Jonathan Todd powiedział dziennikarzom, że Komisja jest gotowa podjąć negatywną decyzję w sprawie zwrotu przyznanej stoczniom Szczecin i Gdynia pomocy publicznej już w przyszłym tygodniu (najpewniej 16 lipca).
Według Todda, plany restrukturyzacji tych dwóch zakładów nie spełniają stawianych przez KE warunków. Przewidują one dalszą pomoc państwa, nie gwarantują długoterminowej rentowności zakładów oraz wystarczającego udziału własnego inwestorów - wyjaśnił rzecznik.
KE dała stronie polskiej na zmianę planów prywatyzacyjnych dodatkowe 24 godziny. To dlatego w środę późnym wieczorem Aleksander Grad przekonywał inwestorów, by ograniczyć pomoc budżetu.
Źródło: TVN24, PAP, TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN24