Portugalskie gminy i rząd decydują się na coraz śmielsze działania przy organizacji walk z bykami w celu przyciągnięcia turystów. W piątek po raz pierwszy zabito byka na oczach publiczności w Monsaraz; w sobotę w Moicie nie przerwano festynu po śmiertelnym poturbowaniu dwóch widzów przez zwierzęta.
Podczas imprezy w podlizbońskiej Moicie, gdzie na ulice miasta wypuszczono byki, śmierć poniosły dwie osoby, a pięć zostało rannych. Zgodnie z portugalskim prawem rozpoczęte w sobotę święto miasta powinno zostać zakończone zaraz po wypadku. Tymczasem potrwa ono do 21 września i spodziewane są kolejne gonitwy.
Silne lobby
Według Antoniety Lopes z Portugalskiego Ruchu Przeciwko Walkom Byków (MATP) naginanie przepisów podczas tego typu widowisk potwierdza silne wpływy ich organizatorów w kręgach politycznych. - Walki i gonitwy z bykami to dla wielu przedsiębiorców bardzo intratne źródło dochodów. Niestety, parlamentarzyści, rząd i samorządy popierają tych inwestorów, utrudniając walkę z procederem. Niemal każda nasza akcja służąca zablokowaniu takich widowisk kończy się uzasadnieniem bazującym na "kruczkach prawnych" - powiedziała Antonieta Lopes.
"Troska o lokalny biznes"
W ocenie ekspertów pobłażliwość portugalskich władz wobec organizatorów imprez z bykami wynika z troski o lokalny biznes. Korrida, zwana w Portugalii touradą, napędza zyski wielu podmiotom. Szacuje się, że branża ta zarabia rocznie około 9 mln euro, z czego część trafia również do państwowego budżetu - 13 proc. podatku od wartości biletów. - W wielu miejscowościach, szczególnie w regionie Ribatejo i Alentejo, co roku jesień stoi pod znakiem tourad. Lokalne władze robią wszystko, aby przyciągnąć turystów. Masowy udział przybyszów z kraju i z zagranicy czyni łatwiejszymi rozmowy ze sponsorami, a przy okazji pozwala podreperować budżety lokalnych przedsiębiorstw i gmin - wyjaśniła lizbońska ekonomistka Henriqueta Sena. Jako przykład miast, których budżety opierają się w dużej części na środkach pochodzących od firm związanych z widowiskami z udziałem byków, wskazała Santarem, Vilę Franca de Xira oraz Golgę, gdzie co roku odbywają się jedne z największych na Półwyspie Iberyjskim targów tego sektora. Przyznała, że byk jako zwierzę charakterystyczne dla tej części Europy pozostaje w dalszym ciągu dobrym "produktem marketingowym".
Byk "produkt marketingowy"
"Portugalia i Hiszpania kojarzą się na świecie z organizacją walk z bykami. W sytuacji, gdy rynki Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu tracą turystów z powodu lokalnych konfliktów, rośnie liczba cudzoziemców odwiedzających nasz kraj. Udział w touradzie dla wielu jest atrakcyjnym punktem pobytu. Zważywszy na fakt, że w Portugalii nie zabija się publicznie byków, wielu gości uznaje takie wydarzenia za bardziej humanitarne, usprawiedliwiając swój udział" - dodała Henriqueta Sena. Tymczasem na początku września do publicznego zabijania byków w Portugalii przyłożyła rękę podległa rządowi Generalna Inspekcja Działalności Kulturalnej (IGAC), wydając zgodę na krwawe przedstawienie w miasteczku Monsaraz. Dokument zawierał zgodę na zabicie byka podczas piątkowego przedstawienia bez użycia prześcieradła zasłaniającego widowni drastyczną scenę. Jak wyjaśnił burmistrz Monsaraz Jose Calixto, kierowanej przez niego gminie dopiero w tym roku udało się uzyskać taki status, jaki miało dotychczas miasteczko Barrancos, gdzie legalnie można było zabijać byka na arenie na oczach publiczności. Obowiązująca od 2002 r. ustawa przewiduje, że publiczne zabicie byka w Portugalii możliwe jest tylko tam, gdzie od co najmniej 50 lat realizowane są podobne praktyki wynikające z lokalnej tradycji. Władze Barrancos, choć miały taką zgodę i co roku w sierpniu organizowały walki z bykami, były nieustannie zaskarżane do sądów przez obrońców praw zwierząt.
Autor: km/kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | ChrisO