Przedświąteczny okres to żniwa w branży elektronicznej. To wtedy do sklepów trafiają klienci, którzy wiedzą, że chcą kupić telefon, laptop czy kamerę - i gubią się w zalewie liczby pikseli, megahertzów, terabajtów... W gąszczu sklepowych alejek łatwo spotkać osobę skorą do pomocy - lecz tu powinna budzić się nasza czujność...
Liczysz, że sprzedawca poradzi ci coś sensownego? Mylisz się. W supermarkecie ze sprzętem AGD i elektroniką na półkach leży około 40 tysięcy towarów. Sprzedawców jest najwyżej stu. To oznacza, że każda osoba musiałaby być specjalistą od czterystu produktów. To raczej mało wykonalne...
Taki miły młody człowiek...
Ktoś, kto wygląda jak sprzedawca, jest elokwentny, miły i gotów do pomocy, a na dodatek sprawia wrażenie eksperta znającego się na interesującym cię sprzęcie - to zapewne promotor. Promotor konkretnej marki, który - owszem, chętnie wszystko ci wytłumaczy - ale zrobi to tak, by pokazać, że właśnie wyrób "jego" firmy jest stworzony wprost dla ciebie.
O ile procent takie działanie podnosi sprzedaż - nikt nie chce ujawnić. Wiadomo jednak, że zyskują na tym zarówno producenci, jak i markety. Te drugie wpuszczają promotorów chętnie, bo w trudnym przedświątecznym czasie pełnią oni funkcje dodatkowych pracowników - choćby dbają, by sprzęt dobrze wyglądał na półce.
Sprzedawca też swoje wie...
Oprócz "promotorów" techniki sprzedaży wpajane są także zwykłym pracownikom sklepu. W wielu supermarketach sprzedawcy na początku miesiąca dostają informację, jaki produkt mają promować. Filozofia jest prosta - do sklepu przyciąga klienta niska cena, a sztuka polega na przekonaniu klienta do towaru, który jest droższy - bo to na nim firma zarabia.
Dlatego zdarza się też tak, że w dużych sklepach sprzedawca, który podchodzi do towaru ma często zaznaczone na kodzie paskowym, czy właśnie ten produkt jest przeznaczony do specjalnego promowania...
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES