Zdaniem części analityków majowa inflacja wystrzeliła w górę, bo GUS zmienił sposób wyliczania tego wskaźnika. Szef GUS potwierdził dziś w TVN CNBC, że od stycznia inflacja faktycznie liczona jest inaczej, ale jednocześnie podkreślił, że nie ma to wpływu na majowy skok wskaźnika.
Jak mówił dziś w TVN CNBC p.o. prezesa GUS Janusz Witkowski, od początku tego roku GUS stosuje inną metodologię liczenia inflacji konsumpcyjnej (CPI). Zmiana dotyczy koszyka inflacyjnego, czyli specjalnie wyselekcjonowanej grupy najbardziej popularnych towarów, na podstawie których wyliczane są zmiany cen.
Jeszcze do grudnia 2010 r. udział niektórych produktów w koszyku - ryb, warzyw, owoców, odzieży i obuwia - zmieniał się sezonowo. Np. latem, kiedy kupujemy więcej owoców, wpływ ich cen na ogólny poziom inflacji wyliczanej przez GUS był większy niż zimą. W koszyku pojawiały się też sezonowe produkty, jak np. truskawki.
Od stycznia tego roku - jak poinformował Witkowski - waga wszystkich towarów w mierzeniu inflacji jest stała. Ta zmiana jest konsekwencją wdrażania międzynarodowych standardów, których ujednolicenie pomoże porównywać inflację poszczególnych krajów.
Bez wpływu?
Dzisiejsza wypowiedź Witkowskiego potwierdziła podejrzenia analityków, że GUS zmienił metodologię liczenia inflacji. Wielu obserwatorów rynku zaskoczonych bardzo dużym skokiem inflacji w maju (wyniosła ona 5 proc. - najwięcej od 8 lat), tłumaczyło, że może on być spowodowany właśnie zmianą sposobu wyliczania wskaźnika.
Problem w tym, że p.o. prezesa GUS zapewniał dziś, że choć metodologię zmieniono, nie miało to wpływu na odczyt inflacji. - Te 5 proc. było policzone w warunkach porównywalnych, także baza ubiegłoroczna została przeliczona. Z tego punktu widzenia nie możemy powiedzieć, że mamy tutaj jakieś zmiany - zapewnił Witkowski. Dodał też, że nowa metodologia obowiązuje od stycznia, więc majowy odczyt nie był wyjątkowy.
Źródło: tvn24.pl, TVN CNBC
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC