Odeszli z kopalń, wzięli odprawę i mieli nigdy nie wrócić do górnictwa. Ale przypomniał sobie o nich Katowicki Holding Węglowy, któremu zaczyna dramatycznie brakować pracowników. Czy kopalnie przeproszą się z byłymi górnikami? - zastanawia się "Gazeta Wyborcza".
W latach 1998-2001 z górnictwa odeszło dobrowolnie ponad 100 tys. osób. Prawie 37 tys. wzięło odprawy - średnio po 37 tys. zł na rękę. Pozostali z tej liczby skorzystali z urlopów górniczych i wcześniejszych emerytur.
Pieniądze na tzw. Górniczy Pakiet Socjalny pochodziły z kredytu udzielonego przez Bank Światowy, który postanowił wspomóc kosztowną reformę zadłużonych po uszy i ponoszących straty kopalń. Każdy z odchodzących musiał podpisać zobowiązanie, że nie wróci do kopalni.
Reformę uznawano za sukces rządu AWS-UW. Odprawy pozwoliły zmniejszyć zatrudnienie w górnictwie i na tamte czasy to było skuteczne i dobre rozwiązanie. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że pojawi się niespotykana koniunktura na węgiel, że nie będziemy nadążać z wydobyciem i zacznie brakować ludzi do pracy.
Formalnie zakaz przyjmowania górników wygasł z końcem 2002 roku, gdy przestała obowiązywać ustawa z czasu rządów AWS. Do tej pory jednak spółki węglowe nie przyjmowały z powrotem osób, które skorzystały z pakietu, wychodząc z założenia, że byłoby to niesprawiedliwe wobec pozostałych górników.
Pusty przodek
Przez te dziesięć lat faktycznie wiele się w górnictwie zmieniło. Dziś kopalnie, tak jak inne przedsiębiorstwa, rozpaczliwie szukają pracowników. Młodzi nie garną się już do roboty pod ziemią, a wielu z tych, którzy przychodzą, rezygnuje po miesiącu, gdy dostaną pierwszą wypłatę - ok. 1300 zł na rękę.
Tymczasem do 2015 roku tylko Katowicki Holding Węglowy musi zatrudnić 11 tys. osób, aby utrzymać dotychczasowy poziom wydobycia. Holding zastanawia się, czy nie otworzyć bram kopalń dla tych, którzy kiedyś zainkasowali odprawy i odeszli z branży.
- Rzeczywiście, mamy taki pomysł - przyznaje Konrad Miterski, przewodniczący rady nadzorczej Holdingu, ale zastrzega, że nie chodzi o masowe przyjęcia do pracy pod ziemią. Spółka chce raczej powrotu doświadczonych górników, z wieloletnim stażem, którzy mogliby szkolić młodzież.
Niewykluczone, że na górników, którzy kiedyś skorzystali z pakietu socjalnego, przychylniej spojrzy też Kompania Węglowa, największa górnicza spółka w kraju. W tym roku firma chce przyjąć do pracy prawie 4 tys. nowych pracowników. - Jeżeli ktoś, kto wziął odprawę, teraz się zgłosi, jego podanie zostanie rozpatrzone tak samo jak inne - mówi rzecznik Kompanii Zbigniew Madej.
Nie ma jak w kopalni
Spośród górników, którzy wzięli kiedyś odprawy, dziś do kopalń mogłoby wrócić zaledwie kilka tysięcy. Większość jest już na emeryturze lub przekroczyła pięćdziesiątkę: wiek, w którym trudno byłoby pracować na dole.
Wielu do dziś żałuje decyzji o odejściu. Tak jak pan Józef z kopalni Mysłowice. - Odszedłem pod koniec 2000 r. Całą odprawę zainwestowałem w warsztat naprawy pralek i telewizorów. Po pół roku doszło do mnie, że teraz nikt nie naprawia starego sprzętu. Ludzie wolą wziąć kredyt i kupić nowy - mówi pan Józef, który nawet gdyby chciał, nie może już wrócić do kopalni, bo ma ponad 50 lat. Musi żyć z renty.
W 1998 roku prof. Marek Szczepański przeprowadził badania wśród górników, którzy odeszli z kopalń na początku reformy. Na 100 aż 55 znalazło nową pracę, ale później było znacznie gorzej. Gdy w 2002 roku Główny Instytut Górniczy powtórzył sondaż, okazało się, że tylko co piąty górnik, który odszedł z kopalni z jednorazową odprawą pieniężną, miał stałą pracę.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24