Na 18 czasu polskiego zaplanowano w Izbie Reprezentantów USA głosowanie nad "Planem Paulsona". Ekonomiści są podzieleni: dla jednych to jedyne wyjście, dla innych - coś, co zaburzy zdrową konkurencję na rynku i ostatecznie rozłoży wiele banków.
Według niektórych analityków uchwalenie planu może pomóc w ustabilizowaniu sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Zauważają jednak, że brak podobnego rozwiązania dla Europy może oznaczać kłopoty dla sektora finansowego na Starym Kontynencie.
Dużym to i tak nie pomoże
- Około 150 amerykańskich banków znajduje się na granicy utraty kontroli, wszystkie bez wyjątku to małe lub średnie banki regionalne. Dodatkowe, niewielkie pieniądze, które do nich trafią, utrzymają je przy życiu przez kolejne trzy, sześć miesięcy - uważa Ralph Silva, dyrektor Tower Group.
Tłumaczy jednak, ze plan skrzywdzi większe banki - te które nie potrzebują pomocy. - Santander Bank może być tu przykładem. Te banki stracą, bo ich słabsi konkurenci dostaną wsparcie finansowe - powiedział Silva
Planu potrzebują nie tylko USA
- Jedna rzecz wydaje się w planie nowa. To możliwość cofnięcia części pomocy, jeśli po pięciu latach cena wykupu toksycznych aktywów przez rząd okaże się wyższa od wartości tych aktywów na rynku - uważa Giles Keating, dyrektor departamentu analiz w Credit Suisse. Według niego, plan zawiera najważniejsze elementy, które mogą ustabilizować sytuację w Stanach Zjednoczonych.
- Niestety, Stany to nie jest cały świat. W Europie nie ma podobnego planu i to może być powodem wielu zmartwień - podkreśla bankowiec.
CZYTAJ WIĘCEJ: Funt najtańszy od 15 lat CZYTAJ WIĘCEJ: Fortis znacjonalizowany CZYTAJ WIĘCEJ: Kryzys finansowy sięga Europy
Komentarz z Polski
Stany to nie jest cały świat. W Europie nie ma podobnego planu i to może być powodem wielu zmartwień. Giles Keating,
Według Wojciecha Kwaśniaka, doradcy prezesa NBP i byłego Generalnego Inspektora Nadzoru Bankowego, Plan Paulsona jest błędny.
Ekonomista jako główny powód wskazuje założenie wykupu bezpośrednio z instytucji finansowych złych długów, bądź papierów o obniżonej wartości. - To ni mniej, ni więcej oznacza, że właściciele tych instytucji nie ponoszą konsekwencji złego zarządzania swymi firmami. Po drugie rodzi to ryzyko, że te instytucje w przyszłości będą działać jeszcze bardziej ryzykownie i spowodują jeszcze większe straty - powiedział Kwaśniak w Radiu Pin.
A kto jest winny kryzysu? - Uczestnicy rynku, starając się maksymalizować wartość swoich spółek i wartość zysków wypłacanych akcjonariuszom, ale też audytorzy i nadzory - mówił z kolei Kwaśniak w wywiadzie udzielonym TVN CNBC Biznes.
Ile to będzie jeszcze kosztowało?
Według ekonomisty nie ma wątpliwości, że po wyborach nowa administracja będzie angażowała kolejne środki.
- Jeżeli istotnie jest tak, że mamy do czynienia, jak mówi Alan Greenspan "z najcięższym kryzysem finansowym w Stanach Zjednoczonych od blisko stu lat", to oznacza, iż niewątpliwie koszty kryzysu do PKB będą wyższe - uważa Kwaśniak. Jego zdaniem zaangażowana może zostać kwota stanowiąca równowartość nawet 10 procent amerykańskiego PKB.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES