Maszynka do golenia dla pani, szminka dla mężczyzny? Już nigdy więcej taka reklama nie trafi na ekran komputera - obiecuje Google. Jak deklaruje, nowy system zapewni dopasowanie reklam do profilu oglądających
Nowy system firmy Google właśnie zaczął gromadzić dane o naszych zainteresowaniach i internetowych wędrówkach, a za miesiąc zacznie do nich precyzyjnie dobierać reklamy.
Wiedzą wiele...
Amerykański potentat na rynku internetowych wyszukiwarek "od zawsze" gromadzi informacje wszystkich zadawanych jej pytaniach użytkowników. Dotąd tych informacji używała bardzo oszczędnie: kto szukał hasła "Włochy", oprócz linku do hasła w Wikipedii, strony z wirtualną podróżą po Italii, czy linku do urzędu dzielnicy Warszawa-Włochy otrzymywał na prawym marginesie strony z wynikami odnośniki do opłaconych przez reklamodawców ofert biura podróży, oferty wynajmu apartamentów czy zestawu miejsc noclegowych na Półwyspie Apenińskim.
Z kolei Adsense - inny system kalifornijskiego potentata - umieszcza reklamy na stronach www należących do innych właścicieli. Opiera się na założeniu, że jeśli ktoś przegląda np. stronę o psach, to będzie bardziej podatny na reklamę psich kosmetyków. A im większa wrażliwość - tym więcej kliknięć w reklamę. Za kliknięcia zaś Google bierze opłatę (i jej częścią dzieli się z właścicielem strony).
...a będą jeszcze więcej
System "Interest Based Ads" idzie o duży krok dalej. System wkrótce będzie uwzględniać większość naszych wędrówek po sieci - w zależności od sumy twoich zainteresowań dobierać reklamy dla twoich oczu.
Zasada będzie taka: gdy odwiedzisz stronę należącą do reklamowej sieci Google, zostanie to zarejestrowane w jej bazie danych. Dodatkowo np. na YouTube zostanie odnotowane, które filmy oglądałeś. Wszystkie te wyniki będą tworzyć twój profil zainteresowań, który wkrótce stanie się profilem reklam... I w zależności od tego profilu Google będzie dobierać reklamy, jakie wyświetli ci na kolejnych odwiedzanych stronach. Lepiej więc w oczach Googla nie zapisać się jako np. miłośnik obrazków z paniami w pończoszkach...
Światowy zasięg
Google przez lata zdobyło stworzyło ogromną sieć stron partnerskich, na których użytkownikom internetu wyświetla sprzedawane przez siebie reklamy. Sam koncern podaje, że dociera do 75 procent internautów, w ponad 20 językach i w ponad stu krajach świata. W Niemczech zasięg jego reklam obejmuje ponad 90 procent internautów, w Japonii - 86 proc., we Francji - 79 proc.
To zaś oznacza, że np. dane o zainteresowaniach 9 na 10 niemieckich internatów zostaną zapisane na dyskach amerykańskiego giganta.
Każdy profil ma obejmować ok. sześciuset czynników. Będzie uwzględniać jakim samochodem jeździsz, dokąd wybierasz się na wakacje, jaki masz system operacyjny w komputerze czy jaki sport uprawiasz. Nie braknie oczywiście informacji o twych kontaktach. Google przekonuje, że nie zamierza zbierać tzw. danych wrażliwych. Nie będzie więc danych dotyczących rasy, religii, orientacji seksualnej, zdrowia czy finansów - zapewnia.
Naraża prywatność?
Według giganta profil użytkownika ma pozostać w pełni anonimowy. Jak zapewnia firma, w żadnym wypadku nie zamierza wiązać stworzonych tak profili z danymi zgromadzonymi w innych serwisach Google. To ma uspokoić zwolenników ochrony danych osobowych, ale jest tylko połową prawdy: Google zapisuje także adresy IP komputerów swoich użytkowników, co łatwo może posłużyć do pełnej identyfikacji konkretnych osób.
Kto chciałby wyłączyć się spod działania systemu, może to zrobić na specjalnej stronie "Ads Preferences Manager", w tym samym miejscu można też ewentualnie podpowiedzieć zainteresowania, aby Google łatwiej mogło do nich dopasować wyświetlane reklamy. Obrońcy prywatności jednak zwracają uwagę, że domyślnie gromadzenie danych zostaje włączone dla wszystkich użytkowników, a możliwość wyłączenia nie jest uwidoczniona na żadnej z głównych stron Google. Tylko drobna wzmianka w "warunkach użytkowania serwisu mówi, że można w ten sposób chronić swoją prywatność.
Źródło: ZDF
Źródło zdjęcia głównego: TVN24