Prokuratorzy federalni rozszerzyli śledztwo wobec General Motors - informuje Reuters powołując się na źródła zbliżone do sprawy. Funkcjonariusze prześwietlają historię działalności spółki na 10 lat wstecz od 2009 r., kiedy to spółka zbankrutowała. Sprawdzą, czy pracownicy tuszowali fakt niebezpiecznej usterki w autach.
Federalni śledczy badają sprawę rzekomych oszustw General Motors. Motoryzacyjny gigant jest podejrzewany o wprowadzanie klientów i urzędów w błąd na temat przełączników zapłonów w swoich autach. To właśnie usterka tego urządzenia była przyczyną wielu wypadków.
- Prokuratorzy nie ograniczają przy tym postępowania do zdarzeń, które nastąpiły po tym, jak GM zbankrutował w 2009 roku - powiedziało Reutersowi źródło. Jak dodało, zdaniem śledczych, upadłość nie zwalnia motoryzacyjnego giganta od odpowiedzialności karnej w przypadku nadużyć.
Nie wiadomo, czy prokuratura będzie wnosić pozwy przeciwko konkretnym osobom. Niemniej będzie starała się pokazać, że pracownicy GM wiedzieli o zabójczej usterce, a mimo to przekonywali urzędników, że problem został rozwiązany i ograniczyli się tylko do wydawania klientom instrukcji, jak radzić sobie z zepsutym samochodem.
Firmy milczą
Federalne dochodzenie to jednak nie jedyny kłopot dla GM. Przeciwko firmie własne postępowanie pod kątem łamania prawa w zakresie ochrony konsumentów prowadzi także już co najmniej 12 stanów. Zarówno federalne, jak i stanowe dochodzenia sprawdzają, czy usterka wyłącznika jest związana ze śmiercią 13 osób i 54 wypadków.
Rzeczniczka Delphi Automotive, producenta przełącznika dla GM powiedziała, że firma nie była śledztwa, ale współpracuje ściśle ze wszystkimi urzędami w celu wyjaśnienia sprawy. Z kolei Greg Martin, rzecznik GM odmawia jakichkolwiek komentarzy, tłumacząc to trwającym postępowaniem.
Autor: rf//gry / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia (CC BY 2.0)