Grupa 48 górników rozpoczęła podziemny protest na poziomie 1050 m w kopalni "Budryk" w Ornontowicach. Do grupy strajkującej od środy na poziomie 700 m dołączyło z kolei ok. 40 górników. W sumie jest ich już na tym poziomie ponad 300.
- Na obecną chwilę strajkuje ponad 300 osób na poziomie 700 m i około 60-70 na poziomie 1050. Te liczby z godziny na godzinę zmieniają się i idą cały czas w górę - powiedział w TVN CNBC Biznes Grzegorz Bednarski z ZZ "Kadra".
- Zaostrzamy protest. Rozpoczynamy go w nowym miejscu, bo na poziomie 700 m jest bardzo zimno i brakuje miejsca. Na poziomie 1050 jest trochę cieplej - powiedział w TVN24 Krzysztof Łabądź z "Solidarności '80".
Bednarski zapowiedział, że dziś związkowcy będą się konsultować z mediatorem Jerzym Markowskim, byłym senatorem i byłym dyrektorem kopalni "Budryk". - Chcemy ustalić drogę do porozumienia. Nie chodzi nam o podwyżki kosztem górników z kopalni należących do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Chcemy, żeby nasz zakład sam był wstanie wypłacić nam pensje na poziomie tych z JSW - dodał.
Górnicy nie chcą czytać listów Tymczasem prezes kopalni Piotr Bojarski zapowiedział, że podejmie ponownie dialog ze związkami zawodowymi i skieruje do nich pismo. - Negocjacje pisemne są lepsze od wielogodzinnych spotkań, które są tylko biciem piany, a związkowcy nie będą mogli potem przekręcać moich słów - powiedział w niedzielę Bojarski.
Co na to związkowcy? - W tym liście powinno być jedno zdanie: Panowie z komitetu strajkowego, zapraszamy na rozmowy. Prezes powinien określić porę spotkania. My jesteśmy dostępni 24 godziny na dobę - stwierdził Bednarski. Związkowcy nie chcą - jak mówią - "rozmawiać pisemnie".
- Po co pisać list do kogoś, kto jest za ścianą? To pozorowanie dialogu. Jedyny kontakt na razie jaki mamy z zarządem, to kontakt przez media - ocenia Łabądź. Według prezesa, protest prowadzi tylko 15 proc. załogi. - Zapraszamy, niech zjedzie na dół i nas policzy - mówią związkowcy, według których akcję popiera większość załogi. Bojarski mówił też o zastraszaniu tej części załogi, która chce podjąć pracę. Jeden z pracowników, napadnięty przez kolegów w łaźni, zdecydował się nawet złożyć zawiadomienie w prokuraturze. Związkowcy podkreślają, że komitet strajkowy nie jest w stanie wyeliminować wszystkich incydentów wśród żyjących pod presją ludzi i podkreśla, że zawiadomienie do prokuratury to najlepszy sposób na takie wybryki.
Związkowcy swoje, a zarząd swoje Strajkujący deklarują, że nie wyjadą z dołu do momentu zawarcia satysfakcjonującego ich porozumienia płacowego. Zarząd powtarza, że sytuacja ekonomiczna nie pozwala na złożenie strajkującej załodze propozycji finansowych innych niż te, które już otrzymała. Prezes kopalni podkreślił, że aktualne są propozycje wzrostu płac podawane wcześniej w czasie negocjacji. - Nasze propozycje się nie zmieniły. Jednak na porozumienie jest coraz mniej czasu. Za kilka dni musimy zamknąć 2007 roku i zrobić bilans - tłumaczył w TVN24 Piotr Bojarski.
Protest w "Budryku", uważany przez pracodawcę za nielegalny, prowadzą 4 z 9 działających tam związków: "Sierpień 80", "Kadra", "Jedność Pracowników Budryka" i Związek Zawodowy Ratowników Górniczych. Nie zgadzają się na wynegocjowane we wrześniu, a dwukrotnie odrzucone w referendum przez załogę, warunki płacowe przyłączenia kopalni do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Pozostałe związki akceptują porozumienie. Protestujący chcą szybkiego wyrównania płac do średniej w kopalniach JSW lub jednorazowego świadczenia, które wyrówna dysproporcje. Oczekują podwyżki stawek płac o 12 zł dziennie, wobec 5 zł, które proponuje zarząd kopalni. Wraz z innymi świadczeniami chodzi średnio o ok. 600 zł miesięcznie do pensji każdego górnika.
Źródło: TVN CNBC, PAP