Polska ma szansę nie tylko osiągnąć poziom gospodarczy najbogatszych krajów Europy, ale także prześcignąć je i znaleźć się na czele peletonu. Wszystko pod warunkiem utrzymania dotychczasowego tempa wzrostu - mówi profesor Leszek Balcerowicz. Ale na razie gospodarka zaczyna słabnąć.
Albo przebijemy się do pierwszej ligi, albo odpadniemy - takie dwa radykalne scenariusze rozwijają ekonomiści. Prognozy dla naszego kraju, zakładające utrzymanie dotychczasowego tempa wzrostu, są niezwykle optymistyczne - ale tylko jeśli przeprowadzimy głębokie reformy.
Według Fundacji FOR Leszka Balcerowicza, już w 2024 roku staniemy w szeregu najbogatszych państw Unii, a kilka lat później - w 2034 roku, będziemy od nich... bogatsi i będziemy szybciej się rozwijać.
- Co należy zrobić, żeby zrealizować ten scenariusz? - Wszystko zależy od tego, czy dokończymy reformy naszego państwa i gospodarki - twierdzi prof. Leszek Balcerowicz. - Jeśli to zrobimy, to nasza droga do dobrobytu Zachodu będzie krótka - ocenia ekonomista.
- Choć dużo reform wprowadziliśmy w życie, to jednak nie wystarczająco, żeby Polska była krajem cudu gospodarczego. Możemy doganiać zachód w 60 lat albo w kilkanaście , w kilkanście dużo lepiej - mówi Balcerowicz w TVN CNBC Biznes.
Trzy warunki rozwoju
I dodaje: - Po pierwsze mniejsze wydatki budżetu i dzięki temu mniejsze podatki, oraz usunięcie deficytu. Po drugie: dokończenie prywatyzacji. Po trzecie: usunięcie niejasnych i zagmatwanych przepisów. Po czwarte: nie ma dobrego państwa bez dobrego wymiaru sprawiedliwości.
- To trzeba zrobić parę prostych rzeczy, reformy, dzięki którym więcej ludzi zdolnych do pracy będzie pracować. Podatki maja być niższe, polityków trzeba wreszcie wyprowadzić z przedsiębiorstw, czyli je sprywatyzować, różne przepisy, które szkodzą, trzeba usuwać. Mam nadzieję że to wszystko będzie robione - mówi Balcerowicz.
Szanse a realia
Realia nie są w tej chwili tak optymistyczne. Rozwijamy się, ale raczej siłą rozpędu, lecz gospodarka wyraźnie słabnie, obserwują analitycy.
Obserwujemy lekkie spowolnienie - nie jest to jeszcze kryzys, ale pierwsze ostrzeżenie. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów mówi dla "dziennika", iż spodziewa się, że firmy będą mniej zarabiać, spadnie też eksport. Jego zdaniem w przyszłym roku tempo rozwoju gospodarczego spadnie do 4,5 proc. Obecny wzrost w wysokości 6 proc. jest nie do utrzymania.
- Podstawowy fakt jest taki, ze w Polsce zbyt mało ludzi zdolnych do pracy pracuje i jeśli tak dalej pójdzie to my nie będziemy szybko doganiać zachodu - mówi Balcerowicz w TVN.
Możemy jednak utrzymać okres prosperity - ocenia prof. Witold Orłowski, ekonomista PriceWaterhouseCoopers w wypowiedzi dla "Dziennika". FOR również uważa, że to możliwe i podaje przykład ośmiu państw (m.in. Chin, Malty, Korei i Singapuru), które bardzo długo - bo ponad 30 lat - utrzymywały wysokie tempo wzrostu.
Jedyna szansa
Spadek tempa oddala nas od rozwiniętych krajów UE. Gospodarka czeka teraz na impuls, mobilizację na rzecz ostrych reform, oceniają analitycy. - Konieczna jest reforma na rynku pracy - przekonuje Orłowski. W Polsce pracuje tylko 58 proc. dorosłych, czyli najmniej w UE.
Witold Sadowski z Centrum im. Adama Smitha: - Trzeba zmniejszyć wydatki państwa na emerytury i renty, opłaci się też nam wprowadzić euro.
Jego diagnoza to: "Cięcie podatków, redukcja biurokracji".
Możliwy jest taki scenariusz: jak państwa nadbałtyckie, niedawne tygrysy regionu, wpadły w tarapaty, tak i nas czeka maksymalne spowolnienie tempa wzrostu i kilkunastoprocentowa inflacja.
Albo wykonamy wielki skok, albo znajdziemy się w tyle: oto dwa alternatywne rozwiązania, kreślone przez ekspertów gospodarczych.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES