Najgorsze notowania na Wall Street od 2008 roku nie mogły nie odbić się na azjatyckich rynkach. Wszystkie giełdy w regionie zanotowały w piątek kilkuprocentowe spadki, a straty poniosły firmy we wszystkich branżach.
Japońska giełda zanurkowała na otwarciu o 3,4 proc., jej odpowiedniczka w Korei Południowej o 3 proc., giełda w Australii aż o 3,9 proc., a najwięcej strat zanotował Hongkong, spadając o 4,4 proc. Strat nie uniknęła też giełda w chińskim Szanghaju, spadając na otwarciu o 2,3 proc.
Po kilkunastu godzinach Chiński Shanghai Composite Index spadł na zamknięciu o 2,2 proc. i wyniósł 2.626,4 pkt. Japoński indeks Nikkei 225 spadł zaś na zamknięciu o 3,7 proc. i wyniósł 9.299,9 pkt.
Azja zareagowała w ten sposób na wieści z Wall Street, na której główne indeksy zanotowały w czwartek największe spadki od czasów kryzysu finansowego z lat 2008-2009 r. Ogromne spadki zanotowały także giełdy w Europie, w tym polski WIG20. Wszystko ze względu na fatalne wieści o amerykańskim długu.
Z opublikowanych w czwartek danych wynika bowiem, że już po podpisaniu we wtorek przez prezydenta Baracka Obamę ustawy o podniesieniu limitu zadłużenia dług USA urósł o kolejne 238 miliardów dolarów - do 14,58 biliona dolarów. Tym samym jest już większy niż amerykańskie PKB, które wyniosło w zeszłym roku 14,53 biliona dolarów.
Tracą wszyscy
Giełdowe spadki w Azji dotknęły więc w rezultacie każdej branży, która swoje interesy związała z amerykańską gospodarką, czyli w praktyce niemal każdego. Tracili więc producenci samochodów i inni wytwórcy, np. sprzętu elektronicznego. Potraciły także firmy wydobywcze w tym nawet regionalni giganci rynku miedziowego.
Spadki nie ominęły też oczywiście banków, które zanotowały kilkuprocentowe dołki.
Źródło: BBC