Rząd wycofuje się z pomysłu obowiązkowych alkomatów w każdym aucie. Nowym pomysłem na walkę z nietrzeźwymi kierowcami mają być alcolocki, czyli urządzenia uniemożliwiające uruchomienie pojazdu pijanemu kierowcy.
Po tragicznym wypadku w Kamieniu Pomorskim, gdzie pijany kierowca wjechał w grupę ludzi (zginęło wtedy sześć osób) rząd chciał wprowadzić nakaz posiadania alkomatu w każdym samochodzie. Koszt takiego urządzenia to co najmniej 300 złotych. Za lepsze trzeba zapłacić znacznie więcej - nawet 6 tys. złotych. Nic więc dziwnego, że pomysł rządu szybko spotkał się z krytyką osób, które twierdziły, że tanie alkomaty nie są miarodajne, a urządzenia lepszej jakości są zbyt drogie dla przeciętnego kierowcy.
Nowy pomysł
Dziennik.pl informuje, że Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, które opracowuje zmiany w prawie o ruchu drogowym przygotowało projekt, w którym nie ma już mowy o alkomatach. Zamiast nich we wszystkich pojazdach służących do transportu publicznego, czyli autobusach, tramwajach i autokarach pojawią się alcolocki. Obowiązek ich instalacji będą miały również osoby, które zostały skazane za jazdę pod wpływem alkoholu.
Biuro prasowe resortu nie odpowiedziało na pytania www.tvn24bis.pl dotyczące tego projektu.
Czym są alcolocki?
To urządzenia, które uniemożliwiają uruchomienie pojazdu bez sprawdzenia trzeźwości kierowcy. Pijany kierowca nie zapali nawet silnika. Kiedy sprzęt w badaniu wyczuje alkohol zablokuje zapłon. Jego koszt to około 5 tys. złotych. Zwykle alkolocki instalowane są przy desce rozdzielczej. Po włożeniu kluczyka do stacyjki kierowca otrzyma komunikat z prośbą o przeprowadzenie testu. A ten przeprowadza się dmuchając przez kilka sekund w specjalny, wymienny ustnik. Urządzenie po chwili powiadomi nas o wyniku i albo pozwoli jechać albo zablokuje silnik.
Jakie zmiany?
Według pierwotnych założeń rząd chciał również zaostrzyć przepisy dotyczące prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu. Kierowca przyłapany na jeździe na "podwójnym gazie" traciłby prawo jazdy na okres od 3 do 15 lat i płaciłby nawiązkę w wysokości co najmniej 5 tysięcy złotych. Jego dane byłyby również upubliczniane. Osoby, które po raz drugi zostałyby przyłapane na jeździe pod wpływem alkoholu, traciłyby prawo jazdy na co najmniej 5, a maksymalnie 15 lat. W tym wypadku nawiązka ma wynosić minimum 10 tys. zł. Górny pułap wynosiłby nawet 100 tys. zł.
Nawet niektórzy eksperci uważają alkomaty w samochodach za chybiony pomysł.
Autor: msz/klim/ / Źródło: dziennik.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24