Kwota ponad pół miliona złotych, którą dostanie b. szef Narodowego Centrum Sportu Rafał Kapler robi wrażenie. Ale nie na wszystkich. Zdarzało się, że prezesi innych spółek z udziałem Skarbu Państwa, którzy w przeszłości odchodzili ze stanowisk, dostawali znacznie większe pieniądze.
Największe pieniądze odchodzącym prezesom daje największa polska spółka - Orlen. Odprawy liczone w milionach są tam w zasadzie regułą.
Byli prezesi paliwowego giganta Igor Chalupec (2004-2007) i Wojciech Heydel (od kwietnia do września 2008) odchodząc z firmy zainkasowali po 1,5 mln zł. Głośno było też o szefie Orlenu w latach 2007-2008, Piotrze Kownackim. Gdy odszedł, przez rok pobierał jeszcze 120 tys. zł miesięcznie w ramach odszkodowania za zakaz pracy u konkurencji. W tym czasie kierował kancelarią prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
7 milionów z 19 dni
Te kwoty to jednak nic wobec odpraw, jakie mieli dostać wcześniejsi szefowie Orlenu - Zbigniew Wróbel i Jacek Walczykowski. Ten pierwszy, który paliwowym koncernem kierował od zimy 2002 do lata 2004 r., miał dostać po odejściu kosmiczne 13 mln zł. Ostatecznie po długim sporze z firmą na jego konto trafiło niecałe 2 mln zł. Prawdziwym rekordzistą mógł jednak zostać Walczykowski. Orlenem kierował zaledwie przez 19 dni (od 28 lipca do 16 sierpnia 2004 r.), a pod odejściu domagał się 7 mln zł odprawy i odszkodowania za zakaz pracy u konkurencji. Firma zakwestionowała jednak te żądania. Ostatecznie po długim, trwającym kilka lat sporze i procesie w sądzie arbitrażowym przy Krajowej Izbie Gospodarczej, Walczykowski nie dostał nic.
Ale nie tylko takie giganty jak Orlen płacą krocie odchodzącym prezesom. Milionów można się dorobić także w mniejszych spółkach - np. takich jak chemiczny Ciech. Najgłośniej w mediach było o prezesie tej firmy w latach 2006-2008 Mirosławie Kochalskim. Kochalski po tym jak Lech Kaczyński został prezydentem, przez krótki czas był komisarzem Warszawy. Potem ustąpił miejsca Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, a sam trafił właśnie do Ciechu, którego blisko 40 proc. akcji należy do Skarbu Państwa. Na początku 2009 r. "Dziennik" poinformował, że przez dwa lata szefowania tej firmie Kochalski zgarnął 5 mln zł. Gdy odchodził, na jego konto trafił kolejny milion złotych - z tytułu odprawy i odszkodowania w ramach klauzuli o zakazie konkurencji.
Przed Kochalskim Ciechem kierował Ludwik Klinkosz, blisko związany z SLD. On również otrzymał sowite odszkodowanie po dymisji w 2006 roku. Jak podawał "Dziennik", z kasy spółki wypłacono mu blisko 900 tys. zł.
Setki tysięcy w KGHM
Odprawy liczone w setkach tysięcy złotych wypłacane są również m.in. w KGHM. Tylko w 2008 r. odwołanym członkom zarządu, którzy pełnili swe funkcje niespełna cztery miesiące, oprócz należnego wynagrodzenia i premii spółka musiała wypłacić prawie 2,7 mln zł odpraw. Około pół miliona złotych dostał odwołany ze stanowiska prezesa zarządu Krzysztof Skóra.
W 2007 r. sam Skóra wypłacił podobną kwotę ustępującemu wiceprezesowi KGHM Maksymilianowi Bylickiemu. Odprawa wyniosła ponad 400 tys. zł, a dodatkowo b. wiceprezes przez rok, w ramach odszkodowania za zakaz pracy u konkurencji, dostawał około 15 tys. zł miesięcznie.
7 mln zł Wlaczyk
Inny świat
Pieniądze, jakie otrzymują menedżerowie w spółkach państwowych są i tak niewielkie w porównaniu z tymi, które wpływają na konta odchodzących prezesów w prywatnym biznesie. Gdy b. premier, a obecnie szef Rady Gospodarczej przy premierze Jan Krzysztof Bielecki w lutym 2010 r. zwolnił fotel prezesa banku Pekao, pobrał od byłego pracodawcy rekordowe 7,3 mln zł odprawy. Z kolei były prezes TP SA Marek Józefiak w 2006 r. otrzymał odprawę w wysokości 5,34 mln zł.
Za granicą odprawy potrafią być jeszcze wyższe. Za oceanem liczy się je często w setkach milionów dolarów. Jak dotąd rekordem wszech czasów jest odprawa z 2006 r. dla Williama McGuire’a z ubezpieczeniowej UnitedHealth Group. Na "do widzenia" dostał akcje firmy warte ok. 1,6 mld dol.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24