Tydzień temu w Majottę uderzył potężny cyklon Chido. Sytuacja we francuskim terytorium zamorskim jest trudna - wiele domów nie ma prądu, brakuje wody i jedzenia. - Wieczorami, po zachodzie słońca na ulicach robi się dość niebezpiecznie - powiedziała pani Anna, która wysłała nam swoją relację na Kontakt24. Polka mieszka tam od kilku lat.
Cyklon Chido uderzył tydzień temu w Majottę, francuskie terytorium zamorskie położone na Oceanie Indyjskim. Towarzyszący żywiołowi wiatr w porywach wiał z prędkością 225 kilometrów na godzinę. Zrównał z ziemią całe osiedla, zamieszkałe głównie przez biednych emigrantów. Władze potwierdziły do tej pory śmierć 35 osób, ale obawiają się, że ofiar może być znacznie więcej.
Z redakcją Kontaktu24 skontaktowała się pani Anna, Polka mieszkająca na Majotcie. W czasie rozmowy telefonicznej wyjaśniła, że na wyspie mieszka od trzech lat.
- Mam to szczęście, że od koleżanki dowiedziałam się o zbliżającym się cyklonie na trzy dni przed i mogłam zabezpieczyć się we wszystkie potrzebne produkty, przede wszystkim w wodę, której na wyspie nie ma od około tygodnia. Podobnie jak prądu. Wiem, że kończy się ona również w sklepach, ale z tego, co słyszałam, mają pojawić się punkty jej dystrybucji. Na paliwo na stacjach benzynowych oczekuje się nawet po sześć lub więcej godzin - powiedziała.
Zniszczone domy, godzina policyjna, brak prądu
- W moim przypadku na szczęście obyło się bez zniszczeń w domu, ale mojemu znajomemu dach zawalił się do mieszkania. W trakcie cyklonu musiał uciekać na ulicę, a mówimy o betonowym budynku, podczas gdy w okolicy jest wiele ubogich osób, w tym również imigrantów, którzy mieszkają w prowizorycznych chatach. Te budowle w dużej części nie przetrwały cyklonu. Wiele osób kąpie się w zanieczyszczonych rzeczkach, które potworzyły się na ulicy, panuje duży brud - opisywała. Kobieta dodała, że problem jest również z przekazywaniem informacji. - Większość ludzi nie ma dostępu do Internetu. Ja akurat mam, ale zasięg jest bardzo słaby. Wprowadzono godzinę policyjną, ale nie wiem nawet w jaki sposób ludzie się o tym dowiadują. Podobnie jak o szpitalach polowych, które powstały, ale komunikacja nawet lokalnie jest mocno ograniczona. Wieczorami, po zachodzie słońca na ulicach robi się dość niebezpiecznie, ponieważ ludzie nie mają domów, nie ma też prądu, więc panuje mrok, dochodzi do kradzieży, słychać też wystrzały z broni gazowej. I cały czas nie wiemy, kiedy sytuacja zostanie opanowana. Nie wiemy nawet, kiedy wróci prąd i woda - zaznaczyła.
Źródło: BBC, Reuters, Kontakt24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24/Anna