Pirania w Sanie, bambus na Podkarpaciu - w Polsce coraz częściej pojawiają się nowe gatunki inwazyjne. Eksperci wyjaśniają, że do ich "ucieczki" często dochodzi przez przypadek lub nieuwagę hodowców. Inwazja obcych gatunków jest łatwiejsza do zatrzymania, jeśli wystarczająco wcześnie się ją wykryje.
Na początku kwietnia na łamach czasopisma "Scientific Reports" ukazał się artykuł, w którym po raz pierwszy opisano obecność dzikiej populacji gatunku bambusa Phyllostachys bissetii w Europie. W latach 2022-2024 badacze zaobserwowali stanowisko tej rośliny w okolicach rzeki Lubatówka, jednego z dopływów Wisłoku. Niedaleko, bo niedaleko wybrzeży Sanu, stwierdzono natomiast obecność miskanta olbrzymiego (Miscanthus × giganteus) - popularnej trawy ozdobnej.
To niepokojące odkrycie, ponieważ obydwa te gatunki wykazują silnie inwazyjne cechy i mogą wypierać rodzime rośliny z ich stanowisk.
"Istnieje pilna potrzeba podniesienia świadomości wśród ogrodników, hobbystów, sprzedawców i importerów roślin na temat zagrożeń dla środowiska wynikających z rozprzestrzeniania się roślin inwazyjnych" - zwrócili uwagę autorzy artykułu. Bioinwazja jest bowiem łatwiejsza do zatrzymania, jeśli wcześnie się ją wykryje i szybko zareaguje.
"Biegnący" bambus nad Sanem
- Nie podchodźmy niefrasobliwie do roślin, które uprawiamy w ogródku - zaapelowała dr hab. Aneta Bylak, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego i główna autorka badania. Polska hydrobiolożka opowiedziała, że niektórzy mieszkańcy pozbywają się resztek roślinnych ze swoich ogródków, wyrzucając je nad brzegami pobliskich rzek i potoków, licząc na to, że "woda to zabierze". Ostrzegła, że to niefrasobliwe podejście, zwłaszcza, jeśli hoduje się gatunki obce, może być źródłem dużych problemów ekologicznych.
Badaczka wytłumaczyła, że bambus Bisseta pochodzi z Azji i w Europie jest gatunkiem obcym.
- Cała grupa gatunków z rodzaju Phyllostachys jest nazywana 'running bamboos' - to 'bambusy biegnące', czyli wręcz niemożliwe do zatrzymania - opisała. Rośliny pochodzą z Chin, wiele z nich jest mrozoodpornych i z łatwością rozprzestrzeniają się poprzez kłącza podziemne. - Takie bambusy nawet pod asfaltem są w stanie przejść na drugą stronę drogi - zwróciła uwagę ekspertka.
Ryzyko inwazji niesie też uprawa miskanta olbrzymiego - wysokiej trawy ozdobnej. Ta roślina osiąga trzy metry i hodowana jest jako roślina ozdobna. Ekolodzy zauważyli, że kępy miskantów pojawiają się już nad polskimi rzekami.
Bezpieczna uprawa roślin
Badaczka wytłumaczyła, że bambus Bisseta i miskant nie należą jeszcze w Polsce do roślin inwazyjnych, więc można je bez ograniczeń sprzedawać i kupować. W przyszłości może jednak zaistnieć konieczność wpisania ich na listę gatunków obcych inwazyjnych, zanim zdążą się wymknąć spod kontroli.
Bambusy i miskanty sadzone są w ogrodach, bo szybko rosną, nie wymagają skomplikowanych zabiegów, wyglądają atrakcyjnie i tworzą zwarte, zielone parawany. To, co dla właścicieli przydomowych ogrodów jest zaletą, dla dzikiej przyrody może być wielkim minusem: łatwość namnażania i rozprzestrzeniania się rośliny sprawia, że bioróżnorodność na opanowanym przez nią terenie szybko spada.
Bylak dodała, że jeśli ktoś chce hodować te rośliny w ogrodzie - powinien zainstalować bariery korzeniowe, aby bambus nie wymknął się spod kontroli. Uważać trzeba również z resztkami, bo bambus może wyrosnąć nawet z fragmentu łodygi.
- Nawet 10-centymetrowy kawałek nadziemnej łodygi może się ponownie ukorzenić - wyjaśniła ekolog. I zażartowała, że nie ma co liczyć na to, aby w radzeniu sobie z inwazją pomogło nam sprowadzenie pand, dla których bambus jest przysmakiem.
Pirania w polskiej rzece
Prof. Bylak opowiedziała również o obcych gatunkach zwierząt, z którymi zetknęła się w swoich badaniach polskich rzek. Badacze spotkali np. żółwie czerwonolice - które prawdopodobnie znudzeni właściciele uwalniali do środowiska, nie domyślając się, że są one ogromnym zagrożeniem dla bioróżnorodności.
- A raz nawet w Sanie złowiliśmy piranię. Na szczęście był to niegroźny gatunek roślinożerny, a poza tym jako pochodzący z tropików, nie przeżyje u nas zimy - zapewniła.
Ekspertka poinformowała też, że za usuwanie obcych gatunków inwazyjnych w Polsce odpowiadają władze samorządowe. To je należy poinformować o zaobserwowaniu gatunków obcych zagrażających bioróżnorodności. Zdjęcie siedliska z geolokalizacją można również wysłać do Instytutu Ochrony Przyrody PAN, który prowadzi ewidencję gatunków obcych.
Źródło: PAP, Scientific Reports
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock