Z uwagi na bezpieczeństwo i ochronę przyrody Słowacy na czas zimowy zamykają wysokogórskie szlaki w Tatrach. W Polsce ratownicy górscy i władze Tatrzańskiego Parku Narodowego jedynie odradzają wyprawy w góry podczas zagrożenia lawinowego, ale nie ma zakazu wyruszania w góry w trudnych warunkach.
Słowacy zamykają wszystkie szlaki tatrzańskie biegnące powyżej górnej granicy lasu już 1 listopada i otwierają je dopiero 15 czerwca. Takie obostrzenia są tam wprowadzone z uwagi na bezpieczeństwo i ochronę przyrody. Po południowej stronie Tatr można się swobodnie poruszać zimą do wysokości górskich schronisk.
Zamknięte szlaki na Słowacji
Zgodnie z przepisami tamtejszego parku narodowego, na wysokogórskie szlaki po słowackiej stronie Tatr mogą wchodzić w zimie tylko członkowie organizacji alpinistycznych. Jak powiedział słowacki ratownik górski Anton Sedlák ze Strediska Lavínovej Prevencie (Centrum Prewencji Lawinowej), w celach prewencyjnych przy dużym zagrożeniu lawinowym na Słowacji grupa pirotechników celowo wywołuje lawiny za pomocą ładunków wybuchowych, aby sprawdzić stabilność śniegu.
- W przypadku dużego lokalnego zagrożenia lawinowego wykonuje się takie kontrolowane odstrzały lawin ze względu na szlaki narciarskie znajdujące się na obszarach zagrożonych na przykład w Tatrach Wysokich na Przełęczy pod Łomnicą czy w Tatrach Zachodnich w Spalonym Żlebie - powiedział Sedlák.
Lawinowa czwórka
W polskiej części Tatr szlaki nie są zamykane na zimę. Przy dużym zagrożeniu lawinowym władze Tatrzańskiego Parku Narodowego zaprzestają pobierania opłat za wejście, dając komunikat, że w góry wchodzi się na własne ryzyko. W czwartek zamknięto jedynie najpopularniejszy szlak w Tatrach prowadzący do Morskiego Oka. Ten trakt jest bezpośrednio zagrożony zasypaniem przez śnieżne lawiny, bo styka się z nim kilka żlebów.
Czwarty stopień zagrożenia lawinowego obowiązuje po polskiej stronie. Oznacza to, że lawiny mogą schodzić samorzutnie. Mimo wysokiego zagrożenia lawinowego i ostrzeżeń ratowników górskich i władz Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN), na niektóre szlaki wchodzą turyści - szczególnie na szlak prowadzący z Kuźnic w kierunku Kalatówek, a nawet Kasprowego Wierchu. Z ośnieżonych szlaków licznie korzystają skiturowcy.
"Martwy przepis"
Zdaniem Jana Krzeptowskiego-Sabały z Działu Udostępniania Tatrzańskiego Parku Narodowego, całkowity zakaz wchodzenia na szlaki po polskiej stronie Tatr nie jest konieczny.
- My stawiamy bardziej na edukowanie i uświadamianie turystów, ponieważ bezpieczeństwo w górach zależy przede wszystkim od ich zachowania i przygotowania - tłumaczył nam Krzeptowski-Sabała.
Jak przyznał, zamykanie całego terenu dla wszystkich jest krzywdzące dla doświadczonych turystów.
- Jeśli ktoś posiada odpowiednią wiedzę, doświadczenie, przede wszystkim w zakresie bezpieczeństwa lawinowego, to jest w stanie bezpiecznie poruszać się przy mniejszym zagrożeniu lawinowym. U nas ta prewencja wygląda w ten sposób, że przy każdym wejściu na szlak turystyczny znajduje się tablica z opisem stopnia lawinowego wraz z codziennie aktualizowaną informacją. Turysta ma tę informację, może ją uzyskać za pośrednictwem strony internetowej. Prowadzimy też od kilku lat akcje edukacyjne. Decyzje co do poruszania się na danym szlaku pozostawiamy turyście - mówił Krzeptowski-Sabała.
Krzeptowski odniósł się także do tego, jak na bezpieczeństwo w górach po stronie słowackiej wpływa całkowity zakaz wstępu.
- Ten zakaz na Słowacji jest przepisem martwym. W wielu miejscach i tak chodzą turyści, słowaccy ratownicy i tak nie są tego w stanie upilnować, co roku dochodzi do wielu wypadków, w tym śmiertelnych, więc nie daje to lepszego efektu, jeśli chodzi o bezpieczeństwo niż działania edukacyjne. Geneza wprowadzenia tego zakazu na Słowacji nie jest znana, został on wprowadzony bardzo dawno temu. Podlegamy pod inne ministerstwa. Na Słowacji gór jest więcej w stosunku do powierzchni kraju, mniej ludzi. Trudno to porównywać z polskimi Tatrami, gdzie obszar jest malutki, a ludzi którzy chcą w nie pójść, jest więcej - mówił Krzeptowski-Sabała.
Lawina pędząca 300 km/h
W Tatrach w ostatnich latach szczególnie popularne stało się narciarstwo turowe. Na takich nartach można poruszać się pod górę, po płaskim terenie oraz można zjeżdżać. Przy czwartym stopniu zagrożenia lawinowego poruszanie się pieszo czy na nartach turowych, nawet szlakami reglowymi, może być śmiertelnie niebezpieczne. Rozpędzona lawina pędząca żlebem z prędkością 300 kilometrów na godzinę może łamać drzewa i sięgać aż do dna doliny.
Służby TPN informują, że zimą szlaki turystyczne w Tatrach nie są utrzymywane ani dodatkowo oznakowane. Wędrowanie po zaśnieżonych szlakach wymaga dokładnej znajomości ich przebiegu.
Żleby, w których lawina zachowuje się jak woda w rynnie, niejednokrotnie przecinają popularne szlaki uczęszczane przez narciarzy turowych. Takie niebezpieczeństwo jest choćby w Dolinie Goryczkowej, gdzie Żleb Marcinowskich przecina nartostradę prowadzącą z Kasprowego Wierchu do Doliny Kondratowej. Co jakiś czas dochodzi tu do zejścia lawin. Niestety kilkakrotnie w tym miejscu ginęli ludzie pod zwałami śniegu.
Najtragiczniejsza lawina zeszła Żlebem Marcinowskich w 1956 r., niszcząc schronisko na Niżnej Goryczkowej Równi. Zginęło wówczas pięć osób: gospodarze schroniska Zofia i Władysław Gąsienica -Marcinowscy i trzech żołnierzy WOP. To właśnie od przydomka gospodarzy tego schroniska wziął swoją nazwę ów Żleb.
Autor: anw,dd/map / Źródło: PAP, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24