Indonezyjskie władze przyznają, że system ostrzegania przed tsunami po silnym trzęsieniu ziemi w środę zawiódł. - Biegłem z żoną i synem w głąb lądu, kiedy usłyszeliśmy pierwsze syreny alarmowe ostrzegające o tsunami. A to było 30 minut po trzęsieniu - powiedział jeden z mieszkańców prowincji Aceh w rozmowie z mediami. Eksperci po wstrząsie w środę oceniali, że tsunami może nadejść nawet ciągu 20 minut - tak, jak to było w 2004 roku, kiedy w tym rejonie świata fala zabiła ponad 200 tys. osób.
Ziemia u wybrzeży Sumatry zatrzęsła się po raz pierwszy w środę 11 kwietnia o godz. 10.30. Wstrząs był poważny, miał bowiem 8,6 stopni w skali Richtera.
Kilka minut po zdarzeniu sejsmolodzy poinformowali przez agencje informacyjne: "Tsunami może nadejść już za kilkanaście minut".
Tymczasem mieszkańcy prowincji Aceh w panice zaczęli uciekać w głąb kraju – na wyższe tereny, bo tam woda nie dociera. Większość z nich robiła to bez zastanowienia – pamiętali tragedię z 2004 roku, kiedy tsunami zabiło tam 200 tysięcy osób. Ale nie wszyscy musieli wiedzieć, jak szybko tsunami potrafi uderzyć w ląd po trzęsieniu ziemi.
W środę 11 kwietnia wiele osób przebywających na Sumatrze o zagrożeniu dowiedziało się zbyt późno. Świadkowie potwierdzają, że syreny ostrzegające o niebezpieczeństwie związanym z tsunami zabrzmiały dopiero 30 minut od trzęsienia ziemi, a więc już po czasie, w którym tsunami spodziewali się sejsmolodzy.
Rząd potwierdza i będzie naprawiać
Rząd Indonezji w piątek oficjalnie przyznał, że system ostrzegania przed tsunami zawiódł. Usterki mają zostać naprawione, a winni pociągnięci do konsekwencji.
- Tym razem okazało się, że niszczycielska fala nie nadeszła, ale to nie ma większego znaczenia. Mam nadzieję, że nasze władze usprawnią sposób alarmowania, nim będzie za późno – powiedział mediom mieszkaniec prowincji Aceh.
Po trzęsienieu ziemi zginęło w Indonezji pięć osób, głównie na skutek szoku i zawałów serca.
Autor: ar/ŁUD / Źródło: Reuters TV