Niżej położone rejony polskiego wybrzeża mogą niebawem zostać zalane przez Morze Bałtyckie. Eksperci z Polskiej Akademii Nauk oszacowali, że z powodu topnienia lodowców na świecie, ruchów dna morskiego, a także zmiany cyrkulacji oceanicznej, poziom wody w Bałtyku w ciągu wieku może podnieść się nawet o 20 centymetrów.
Przez lata i epoki poziom wody w morzach na całym świecie ulegał ciągłym zmianom. Kiedy zakończyła się epoka lodowcowa, a średnia temperatura na świecie wzrosła o około 5 stopni Celsjusza, zaczęły gwałtownie topnieć lodowce i lądolody. Przez 10 tysięcy lat poziomy mórz podniosły się o około 120 metrów.
Zmiany klimatu
Według komunikatu Polskiej Akademii Nauk opublikowanego pod koniec stycznia, od XIX wieku poziom wody w Bałtyku zwiększył się o ponad 20 centymetrów. Zbierane przez lata dane satelitarne dotyczące zmiany poziomu morza są zgodne z pomiarami stacji brzegowych.
Naukowcy są zdania, że z powodu zmian klimatu, także w najbliższej przyszłości, może dość do gwałtownego topnienia lodu Antarktydy Zachodniej i Grenlandii, a w konsekwencji do kolejnego wzrostu poziomu wody w morzach, w tym naszym Morzu Bałtyckim.
Mogą zniknąć z map
Eksperci z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) cytowani w komunikacie PAN stwierdzili, że prognozy dotyczące poziomu mórz są zależne od wielkości emisji gazów cieplarnianych. Według raportu z 2019 roku w ostatnich dwóch dekadach XXI wieku poziom morza może wzrosnąć do nawet 100 centymetrów. Na tempo wzrostu wpłyną także ruchy skorupy ziemskiej, zmiany cyrkulacji oceanicznej, a także dynamika topnienia Antarktydy. Dlatego naukowcy oszacowali, że około 2100 roku, co rok będzie przybywać około 15 milimetrów wody w morzach. Później, około 2300 roku, tempo to może być jeszcze większe.
W przypadku Bałtyku trend wzrostu jego poziomu jest podobny do prognozowanego trendu globalnego. Jak na razie nie jest dokładnie jasne, jaki wpływ na poziom wody mają pionowe ruchy dna morskiego Bałtyku. Oszacowano jednak, że w rejonie Zatoki Gdańskiej poziom wody zacznie każdego roku wzrastać o 1 milimetr, a w rejonie Żuław o 2 mm. To zaś oznacza, że przez wiek, wybrzeże może być o 10-20 cm niższe. Naukowcy PAN stwierdzili, że w tej sytuacji, miejsca takie jak Półwysep Helski, Żuławy i część Gdańska są poważnie zagrożone.
Zagrożeniem dla strefy brzegowej są również wezbrania sztormowe. Wraz ze zwiększeniem poziomu mórz, zwiększy się także ryzyko występowania gwałtownych zjawisk. W niżej położonych rejonach i wysp silne i destrukcyjne burze staną się coraz częstsze. Jak podano w komunikacie, najwyższe zanotowane wartości wezbrań sztormowych na naszym wybrzeżu przekroczyły o dwa metry poziom średni. Jak wskazali, już za 30 lat wezbrania mogą być większe.
Chronić, ale i rozsądnie planować
Eksperci z PAN wskazali, że konieczne jest podjęcie szybkich działań prawnych i związanych z infrastrukturą, by w kolejnych dekadach móc poradzić sobie z zalewającym Polskę morzem. Ich zdaniem, plany powinny zakładać nie tylko ochronę tego, co jest już na zagrożonych rejonach, ale także skupiać się na takim gospodarowaniu terenem, aby jak najmniej przyczyniać się do degradacji wybrzeża.
Jak dodają, dla gospodarki wodnej najwyższym priorytetem powinna stać się właśnie ochrona wybrzeża.
Rychłe zalanie części polskiego wybrzeża jawi się jako pewnik, tym bardziej, jeśli nie podejmie się żadnych działań, by świecie ograniczyć odprowadzanie gazów cieplarnianych do atmosfery. Dlatego, jak piszą badacze PAN - "w być może już bliskiej perspektywie historycznej trzeba będzie zmierzyć się z problemem stopniowej utraty infrastruktury w obecnej strefie przybrzeżnej" i przygotować się na zalewanie coraz większej powierzchni kraju.
Autor: kw / Źródło: PAN
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock