Nieprawidłowości w rozliczeniach finansowych z Parlamentem Europejskim oraz ogromna pensja z amerykańskiej fundacji. To tematy, które zdominowały środowe przesłuchanie Sylvie Goulard, francuskiej kandydatki na unijną komisarz do spraw rynku wewnętrznego.
Już w pierwszym pytaniu skierowanym do kandydatki wystawionej przez prezydenta Emmanuela Macrona podniesiona została sprawa śledztwa, jakie prowadzi wobec niej francuska prokuratura w sprawie wydatków ze środków PE.
W wyniku rozpoczęcia tego dochodzenia w 2017 roku Goulard zrezygnowała po kilku tygodniach ze stanowiska ministra obrony Francji.
Sprawa fikcyjnego zatrudnienia asystentki, która - jak się jej zarzuca - faktycznie nie pracowała dla niej, badana jest też przez Europejski Urząd do spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF).
"Francuska tradycja"
Goulard była pytana, dlaczego zrezygnowała ze stanowiska ministerialnego po rozpoczęciu dochodzenia, a teraz - mimo że dalej ono się toczy - nie przeszkadza jej to w ubieganiu się o stanowisko unijnego komisarza. Swoją rezygnację kandydatka na komisarz tłumaczyła "francuską tradycją, która nie istnieje gdzie indziej". Była eurodeputowana tłumaczyła, że "odziedziczyła" lokalną asystentkę w 2009 roku po swoim poprzedniku, ale po upływie kadencji uznała, że nie chce z nią dłużej pracować.
- Chcieliśmy się pożegnać z asystentką za porozumieniem stron. Trwało to dłużej niż sobie życzyliśmy, bo francuski kodeks pracy jest jaki jest - oświadczyła. Goulard starała się też bagatelizować sprawę podkreślając, że jest to tak naprawdę kwestia administracyjna. - Jeśli nie ma dowodu na zatrudnienie, trzeba zwrócić pieniądze - oświadczyła. Francuzka musiała zwrócić w związku z tym do kasy europarlamentu 45 tysięcy euro.
Jej tłumaczenia nie przekonały jednak wielu deputowanych. - Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego z powodu podejrzanego wykorzystania środków ustąpiła pani ze stanowiska we Francji, ale na komisarza się pani nadaje - komentowała niemiecka eurodeputowana Evelyne Gebhardt z frakcji Socjalistów i Demokratów.
Ogromna pensja
Goulard musiała też tłumaczyć się z otrzymywania, w czasie gdy była europosłanką, bardzo wysokiego wynagrodzenia, ponad 10 tysięcy euro miesięcznie, od amerykańskiego Instytutu Berggruena, finansowanego przez miliardera Nicolasa Berggruena. Francuzka starała się wyjaśniać, że była to praca dla organizacji do spraw społeczeństwa obywatelskiego, a nie dla jakiejś agendy rządu amerykańskiego, dlatego sprawa nie powinna stanowić problemu.
Jak podkreślała, stawki w USA są wysokie, a ona jest kompetentna i zna cztery języki, dlatego otrzymywała wysokie wynagrodzenie. - Dla mnie jest pani gwiazdą, skoro jednocześnie była pani europosłanką i była w stanie pracować dla amerykańskiej fundacji, inkasując od niej 10 tysięcy euro miesięcznie. Jak pani znalazła na to czas - pytała kpiąco czeska europosłanka Katerina Koneczna z grupy Zjednoczonej Lewicy Europejskiej. - Cieszę się, że docenia pani moją energię - odcięła się Goulard.
Wzmocnienie jednolitego rynku
W swoim wystąpieniu dotyczącym spraw merytorycznych kandydatka na komisarza przeciwstawiała się tworzeniu barier wewnątrz unijnego rynku wewnętrznego.
Dodała przy tym, że UE musi wzmocnić swoje narzędzia do walki z nieuczciwą konkurencją na świecie, ale nie zamykać się. - Należy wzmocnić element zewnętrzny jednolitego rynku - przekonywała. Jej zdaniem Wspólnota powinna też domagać się wzajemności w podejściu do zamówień publicznych - dawać dostęp firmom z tych krajów, które również dają dostęp przedsiębiorstwom z UE. Opowiadała się też za realizacją przez Unię neutralności klimatycznej do 2050 roku. Goulard podkreślała, że polityka przemysłowa będzie jednym z priorytetów nowej Komisji Europejskiej. - Jeśli z jednej strony chcemy ucyfrowienia, a z drugiej zazielenienia, to nie możemy tego robić poza przemysłem - zaznaczyła.
Autor: mb / Źródło: PAP