Ograniczenie okresu delegowania do 12 miesięcy z możliwością wystąpienia o dodatkowe 6 miesięcy w określonych przypadkach. Po tym czasie objęcie prawem pracy kraju przyjmującego. To zmiany, które od czwartku wprowadziła dyrektywa o delegowaniu pracowników. Nowe przepisy na razie nie obejmą transportu drogowego.
Dyrektywa zaczyna obowiązywać po dwóch latach od przegłosowania w Parlamencie Europejskim. W efekcie wejścia z życia nowych przepisów polskie firmy, które oferują usługi w innych państwach Unii Europejskiej, muszą wypłacać swoim pracownikom wynagrodzenia według zasad państwa, na którego terenie ci pracownicy wykonują zadania.
Przepisy nowej dyrektywy na razie nie mają zastosowania do sektora transportu drogowego. Zmieni się to za około 1,5 roku, po wejściu w życie regulacji sektorowych, ujętych w tak zwanym pakiecie mobilności.
Delegowanie pracowników
Nowa dyrektywa ogranicza okres delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia o sześć miesięcy na podstawie "uzasadnionej notyfikacji", przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego.
Uchwalone przepisy przewidują, że po okresie delegowania pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego. Dla polskich przedsiębiorców wysyłających pracowników do krajów zachodnich będzie to oznaczało wyższe koszty. Obecne przepisy wymagają bowiem, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Zmiany przepisów w tej sprawie przewidują wypłatę wynagrodzenia na takich samych zasadach, jak w przypadku pracownika lokalnego.
Ograniczenie okresu delegowania pracowników do 12 miesięcy to niejedyne utrudnienia dla firm zawarte w nowelizacji. Kolejne to objęcie firm delegujących pracowników układami zbiorowymi zawieranymi na każdym poziomie: regionalnym, sektorowym czy nawet na poziomie firm. Teraz firmy wysyłające pracowników były objęte jedynie powszechnie stosowanymi układami zbiorowymi, uznanymi za oficjalne na poziomie narodowym.
Polskie firmy delegują za granicę najwięcej pracowników w Europie. Jak wynika z danych ZUS, w 2019 roku liczba wydanych dokumentów A1 - każdy pracownik delegowany powinien taki dokument posiadać - wyniosła niemal 646 tysięcy.
Kontrowersje
Skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie nowych przepisów składały Polska i Węgry. W ocenie rządów tych krajów nowe regulacje naruszają swobodę świadczenia usług.
Nowe prawo w trakcie prac legislacyjnych było także krytykowane między innymi za to, że dzieli kraje unijne na bogate centrum i biedniejsze peryferia. Kraje takie jak Francja, Belgia czy Austria pod hasłem równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu lobbowały za rozwiązaniami zwiększającymi koszty pracy firm z biedniejszej części UE i ograniczającymi czas świadczenia usług.
Eksperci think tanku Inicjatywa Mobilności Pracy (IMP) wskazali, że powyższe kraje obecnie nie ułatwiają polskim pracodawcom zdobycia informacji o nowych regulacjach: obowiązkowych składnikach wynagrodzenia i wymaganych warunkach zatrudnienia. Jednocześnie zaostrzają kontrole i kary administracyjne za naruszanie regulacji.
Tymczasem z powodu nieprecyzyjnych zapisów unijnej dyrektywy i wdrażania jej przez kraje unijne na ostatnią chwilę ustalenie, do których konkretnie przepisów prawa pracy należy się stosować, może być bardzo trudne. W efekcie w takich krajach jak Francja, Niemcy, Belgia czy Austria polskich usługodawców mogą czekać wysokie kary.
- Wbrew politycznym obietnicom wprowadzenia równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu większość pracowników delegowanych nie ma co liczyć na podwyżki. Według dyrektywy wynagrodzenie musi składać się z tych samych składników, co nie oznacza, że ma być równe - powiedział wiceprezes IMP Marek Benio.
Jak dodał, poszczególne kraje zinterpretowały nieprecyzyjne przepisy dyrektywy w różny sposób i w konsekwencji wdrożyły je do swoich porządków prawnych w różnoraki sposób.
- Na przykład Francja implementowała dyrektywę w sposób bardzo ogólny, zostawiając szerokie pole do interpretacji swoim urzędnikom. W Niemczech odwrotnie, przepisy są szczegółowe i zawiłe. Na tyle, że mocno wykraczają poza cel dyrektywy i wzajemnie się wykluczają. Możemy spodziewać się, że w krajach, w których polscy usługodawcy nie są mile widziani, inspektorzy będą interpretować te przepisy w sposób możliwie najbardziej dla nich niekorzystny - ocenił prezes IMP Stefan Schwarz.
Możliwe kary
Kraje członkowskie zgodnie z nowymi przepisami mają obowiązek publikowania informacji o obowiązujących na ich terytorium warunkach zatrudnienia oraz o wysokości i elementach składowych wynagrodzenia. Mimo że miały na to dwa lata w praktyce, jak poinformowała IMP, ciężko je odnaleźć na oficjalnych stronach internetowych.
Fakt, że jakieś państwo członkowskie nie wywiązało się z obowiązku opublikowania informacji na krajowej stronie internetowej, nie zwalnia pracodawców z przestrzegania przepisów, których naruszenie może kosztować od kilku do kilkuset tysięcy euro za jednego pracownika.
Eksperci wskazują, że wiele niejasności związanych jest też z delegowaniem długoterminowym. Teoretycznie wystarczy złożyć zawiadomienie o przedłużeniu okresu delegowania do 18 miesięcy, a kraje członkowskie nie mogą go kwestionować. W wielu państwach nie wiadomo jednak, gdzie i w jakiej formie je złożyć. Niejasne jest także, od jakiej daty należy owe 18 miesięcy liczyć - czy od daty wejścia w życie dyrektywy czy od dnia wyjazdu pracownika za granicę
- Chaos informacyjny jest ogromny, zarówno w sferze prawnej, jak również w zakresie dostępu do oficjalnych publikacji poszczególnych państw, ale też w mediach. Rosną emocje wśród przedsiębiorców, którzy boją się, co wydarzy się po 30 lipca. Uważam, że można wyjść obronną ręką z tych zmian, trzeba być jednak dobrze przygotowanym i bardzo czujnym. Są rozwiązania, które w firmach trzeba wdrożyć już dziś, inne mogą chwilę poczekać, ale przestrzegamy przed prowadzeniem biznesu "jak dawniej" - podkreślił Benio.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock