Ile za schabowego, ile za filet z kurczaka? Organizacje pozarządowe walczące o środowisko chcą, by konsumenci poznali "prawdziwą cenę" mięsa - czyli taką, która oprócz kosztów nakarmienia, wyhodowania i uboju zwierzęcia uwzględnia też zanieczyszczenie środowiska związane z przemysłową hodowlą. Gdyby brać je pod uwagę ceny mięsa na sklepowych półkach mogłyby wzrosnąć nawet dwukrotnie.
W przedstawionym w środę w parlamencie Europejskim raporcie organizacje zrzeszone w koalicji TAPP (True Animal Protein Price - z angielskiego "prawdziwa cena białka zwierzęcego") piszą, że by zrównoważyć wpływ produkcji mięsa na emisję gazów cieplarnianych, zanieczyszczenie powietrza, zużycie lądu, bioróżnorodność i choroby wśród zwierząt hodowlanych, należy podnieść ceny mięsa w sklepach.
Tak, by konsumenci mieli świadomość, jaka jest jego "prawdziwa cena".
TAPP liczy, że spożycie mięsa z kurczaka, wieprzowiny i wołowiny obniżyłoby się do 2030 roku odpowiednio o 30, 57 i 67 proc. W efekcie emisja dwutlenku węgla zmniejszyłaby się w Europie o 120 mln ton.
W Polsce mięso zdrożałoby niemal dwukrotnie. Za najtańszą wołowinę płacilibyśmy wówczas 40 zł, za kilo schabu wieprzowego bez kości ponad 30 złotych, a za kilogram kurczaka 14 zł.
Podatek od mięsa w perspektywie 10 lat miałby zacząć przynosić wpływy rzędu 32 miliardów euro rocznie do unijnego budżetu.
- Pierwszym krokiem powinno być zniesienie dotacji do produkcji przemysłowej i nałożenie podatków na niezdrową i niehumanitarnie produkowaną żywność. Wpływy z tego powinny być użyte na dofinansowywanie zdrowej żywności i produkcję zrównoważoną - tłumaczyła Olga Kikou, jedna z aktywistek, która brała udział w dyskusji i prezentacji raportu w PE.
Polska parlamentarzystka, Sylwia Spurek dodała, że należy to zrobić jak najszybciej. Bo to "od nowych regulacji zależy ratowanie planety i zdrowie ludzi".
Trzeba wprowadzić nowe regulacje podatkowe, jak najszybciej, bo od nich zależy ratowanie planety i zdrowie ludzi. Oczywiście branża mięsna dostanie czas na przygotowanie do zmiany. Ale to kwestia kilku, nie kilkunastu lat.#MeatTax
— Sylwia Spurek (@SylwiaSpurek) February 5, 2020
- Mam wątpliwości, czy to jest odpowiednia metoda. Powinniśmy porządnie zainwestować w edukację, w zmianę nawyków ludzi. To lepsza metoda, żeby zmieniać zachowania konsumentów, a nie zmuszać ich dodatkowym podatkiem do konkretnych wyborów - mówi w rozmowie z tvn24bis.pl Jakub Sawulski, szef zespołu makroekonomicznego w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
I dodaje, że takie rozwiązanie "nie ma sensu, jeśli wraz z wprowadzeniem podatku w ramach UE jednocześnie nie zwiększy się ceł na import mięsa spoza unii." - Będziemy wówczas bowiem więcej płacić za mięso europejskie, ale będziemy też tego mięsa więcej importować z innych państw. Globalna produkcja i emisje związane z tym się nie zmniejszą, przeniosą się tylko poza UE - tłumaczy Sawulski.
Mięsożerny świat
Średnio Polak zjada ok. 80 kilogramów mięsa rocznie (dane GUS), najwięcej, bo aż 40 kg, wieprzowiny. Dla porównania w roku 2000 średnie spożycie mięsa w Polsce wynosiło ok. 65 kg na osobę rocznie.
Z danych FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) wynika, że w ciągu ostatnich 50 lat spożycie mięsa na świecie wzrosło pięciokrotnie. Na początku lat 60. ubiegłego wieku jego produkcja wynosiła 70 milionów ton. W roku 2017 globalnie osiągnęła ona poziom 330 milionów ton.
Krytyka branży
- Uważam, że UE podejmuje wyważone decyzje i raczej powinna zlekceważyć te propozycje i nie traktować tego poważnie - mówi o propozycji podatku mięsnego Jerzy Wierzbicki, prezes Polskiego Zrzeszenie Producentów Bydła Mięsnego.
I dodaje, że "jeżeli intencją wnioskodawców byłaby redukcja emisji gazów to proponowane podatki powinny być kierowane do branży produkującej energię, do transportu". - Rolnictwo w UE, według danych zamieszczonych na stronie PE, emituje 8,7 proc. gazów cieplarnianych. Produkcja zwierzęca to tylko 4 proc emisji w UE. Więc skupianie się na czterech procentach i robienie rewolucji, to raczej świadczy o tym, ze ci państwo szukają dziury w całym i że chodzi im bardziej o redukcję spożycia mięsa niż o ochronę klimatu - ocenia.
Nie ulega wątpliwości, że praktycznie każda branża w pewnym stopniu wpływa na środowisko. Aż 70 proc. słodkiej wody pobieranej bezzwrotnie z jezior i rzek trafia do firm działających w sektorze rolniczym i służy przede wszystkim do produkcji żywności. Dalsze 20 proc. całkowitego poboru jest używane do celów przemysłowych – piszą w swoim raporcie "Kierunki 2020. Zielona odpowiedzialność biznesu. Czy biznes przyjazny środowisku się opłaca?" analitycy DNB Bank Polska i Pwc.
Nie można także zapomnieć, że produkcja mięsa to też produkcja roślin, które potrzebne są by krowy, świnie czy drób wykarmić. To także emituje gazy cieplarniane, aby zapewnić pożywienie wciąż rosnącej liczbie zwierząt potrzeba więcej paszy, więcej pól, więcej miejsca. Efektem tego procesu były na przykład niedawne pożary lasów tropikalnych w Amazonii.
Autor: Marta Malinowska-Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24