Zapowiadane przez Prawo i Sprawiedliwość podwyżka płacy minimalnej oraz zniesienie limitu 30-krotności składek odprowadzanych do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych to dodatkowe koszty dla firm. Już o samym wzroście najniższego wynagrodzenia w tym i kolejnych latach minister minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz mówiła, że to propozycje "trudne, wymagające i wymagające konsultacji". Oszczędności ma przynieść propozycja składek ZUS proporcjonalnych do dochodów.
We wtorek rząd przyjął rozporządzenie w sprawie wysokości pensji minimalnej, która od stycznia ma wynosić 2600 zł brutto. To wzrost o 350 zł w stosunku do obecnego najniższego wynagrodzenia.
Jednocześnie - zgodnie z zapowiedziami Prawa i Sprawiedliwości - równie szybko wynagrodzenie minimalne ma rosnąć w kolejnych latach - w 2021 roku ma wynosić 3000 zł, a w 2023 - 4000 zł brutto.
To dobre wiadomości dla ponad miliona osób w Polsce, które zarabiają najniższą krajową. Gorsze dla firm.
"Nie było to ze mną konsultowane"
Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz przyznała w "Rozmowie Piaseckiego", że postulowany przez PiS wzrost płacy minimalnej "to jest bardzo duży skok" i "to będzie trudna sytuacja przede wszystkim dla małych przedsiębiorców". W przypadku pensji minimalnej na poziomie 2,6 tys. zł brutto faktyczny koszt pracodawcy to ponad 3130 zł, a w przypadku 2450 zł - 2950 zł.
- To akurat nie jest moja propozycja - przyznała minister.
- Rzeczywiście będzie trudna sytuacja dla najmniejszych (przedsiębiorców - red.) i dlatego o tych najmniejszych mówił premier, mówiąc, że chce dla nich uzależnić składki ubezpieczenia społecznego od dochodów - wskazywała Emilewicz.
Pytana, czy wiedziała o tym, że Prawo i Sprawiedliwość ogłosi taki program, odparła: - Nie było to ze mną konsultowane. (Gdyby było - red.) powiedziałabym że jest to trudne, wymagające i wymaga to konsultacji - dodała minister.
ZUS od dochodu
O liczeniu składek ZUS od dochodu premier Mateusz Morawiecki mówił tak: - Dla małych i średnich przedsiębiorstw jeszcze jedna z tych dużych wiadomości (...) otóż po wprowadzeniu małej działalności gospodarczej, czyli od przychodu, idziemy w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu i takiego zagwarantowania, żeby było łatwiej tym, którzy mają niższe dochody, którzy się rozkręcają, inwestują.
Portal wyborcza.pl we wtorkowej publikacji zwracał uwagę, że nowy pomysł rządu może oznaczać znaczny wzrost składek dla większych firm. Jak wyliczano, przedsiębiorca zarabiający 200 tys. zł rocznie zamiast 16 tys. zł będzie musiał oddać w przyszłym roku do ZUS ponad trzy razy więcej, czyli ok. 55 tys. zł.
We wtorek odniosła się do tego minister Jadwiga Emilewicz. Jak wyjaśniła na Twitterze "zapowiedziana przez premiera Mateusza Morawieckiego proporcjonalność składek (do dochodu - red.) na ZUS ma dotyczyć tylko najmniejszych firm".
Później dodała w rozmowie z PAP: "Wyrażam zdecydowany sprzeciw wobec tych wyliczeń. Są one nieprawdziwe".
Sam szef rządu we wtorek stwierdził, że zapowiadana zmiana naliczania stawek ZUS - w zależności od dochodu - przyniesie w sumie około 1 mld zł oszczędności mniejszym przedsiębiorcom.
Wcześniej wielokrotnie zwracano uwagę, że ryczałtowe składki ZUS (zdecydowana większość przedsiębiorców płaci co miesiąc 1316 zł niezależnie od dochodu) są problemem dla drobnych przedsiębiorców. Chodzi o fakt, że składkę trzeba zapłacić nawet w miesiącach, gdy firma nie ma zysku.
W czerwcu Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców Adam Abramowicz w liście do premiera Mateusza Morawieckiego zaapelował nawet o dobrowolność odprowadzania składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Komentarze ekonomistów
Jeśli chodzi o podwyżkę płacy minimalnej, to ekonomiści zwracają uwagę, że dzięki temu będziemy wydawać więcej, co wpłynie na wzrost gospodarczy.
Wskazują jednak także na ryzyka: przyspieszenie wzrostu cen i zwolnienia w firmach, których nie stać na szybkie podwyżki pensji (ewentualnie wzrost szarej strefy). W przypadku minimalnego wynagrodzenia nie jest tak, że im wyżej, tym lepiej - dodają.
Kwestia liczenia ZUS od dochodu w przypadku mniejszych przedsiębiorstw budzi mniej kontrowersji. - Pomyślałem tak: to znakomicie. Jeżeli (przedsiębiorca - red.) będzie miał niski dochód lub niski przychód, to nie będzie płacił 1400 zł, tylko 1000 zł lub 400 zł. Nie wiadomo (jeszcze ile - red.) - komentował na antenie TVN24 propozycje zmian w "oskładkowaniu" przedsiębiorców analityk rynków finansowych Piotr Kuczyński.
Dodał też, że "nie wiemy, co z tego będzie, bo rząd w każdym momencie może zaproponować nową metodę liczenia".
Limit 30-krotności
Dodatkowym kosztem dla firm będzie likwidacja limitu 30-krotności, dotyczącego składek na ZUS.
W skrócie chodzi o to, że składki od pensji są pobierane tylko do momentu osiągnięcia 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w Polsce. Kiedy dochody w ciągu roku przekroczą tę granicę, od nadwyżki dochodów nie są już pobierane składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Na 2019 roku limit został oszacowany na ok. 143 tys. zł.
Takie rozwiązanie powoduje, że około 350 tysięcy osób (najlepiej zarabiających) po osiągnięciu limitu zaczyna dostawać wyższą pensję na rękę, ale z drugiej strony ten mechanizm ogranicza rozpiętość przyszłych emerytur (zapobiega "kominowym świadczeniem" dla najbogatszych).
Proponowane przez rząd zniesienie limitu 30-krotności oznacza jednak, że pensja na rękę w przypadku pracownika będzie niższa, wyższy jest też koszt pracodawcy. Zyskać na tym ma Fundusz Ubezpieczeń Społecznych - według rządu 5 miliardów złotych w 2020 roku.
Jeśli chodzi o pracowników i pracodawców własne wyliczenia w tej sprawie w kwietniu przedstawił dziennik "Parkiet":
Autor: kris//dap / Źródło: TVN24, tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock