Prezes PiS Jarosław Kaczyński złożył podczas piątkowych głosowań wniosek o zdjęcie z porządku obrad projektu wprowadzającego zmiany w badaniach technicznych pojazdów, m.in. kary dla spóźnialskich. Wniosek - po zasięgnięciu opinii Konwent Seniorów - został przyjęty.
Projekt ustawy wprowadzającej zmiany w badaniach technicznych aut był już na ostatniej prostej procesu legislacyjnego. Posłowie przegłosowali wszystkie poprawki do projektu, zostało tylko głosowanie projektu ustawy w całości. Wtedy na trybunę sejmową wszedł Jarosław Kaczyński.
- Ponieważ ta ustawa, która była w tej chwili procedowana, budzi rzeczywiście wiele wątpliwości, wnoszę o jej wycofanie z porządku dziennego - zaapelował prezes PiS.
W odpowiedzi na wniosek prezesa PiS, zgłoszony po 15-minutowej przerwie, marszałek Sejmu Marek Kuchciński zwołał Konwent Seniorów, by rozstrzygnąć, jak sprawę załatwić formalnie.
Po przerwie Kuchciński poinformował, że projekt spadł z obrad.
- Po zasięgnięciu opinii Konwent Seniorów podjąłem decyzję o skreśleniu z porządku dziennego przerwanego trzeciego czytania rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy - Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw - poinformował.
Rządowy projekt nowelizacji Prawa o ruchu drogowym przygotował resort infrastruktury. Rzecznik Ministerstwa Infrastruktury Szymon Huptyś powiedział PAP, że "Sejm przerwał trzecie czytanie projekt ustawy Prawo o ruchu drogowym do czego ma prawo".
Opozycja chciała odrzucenia projektu
Posłowie opozycji podczas debaty w Sejmie, a także bezpośrednio przed głosowaniem, wnioskowali o odrzucenie projektu w całości, argumentując, że "tego projektu nie da się poprawić, więc ustawę należy napisać od nowa, bo jej przyjęcie doprowadzi do bankructwa wielu stacji diagnostycznych". Apelowali też do prezesa Kaczyńskiego, by swojemu klubowi polecił odrzucenie ustawy.
- Ten projekt na pewno odbiłby się na opłatach – komentował Mirosław Suchoń z Nowoczesnej. Jak wyjaśniał, nowe przepisy mogłyby uderzyć po kieszeni zarówno przedsiębiorców (prowadzących stacje diagnostyczne - red.), jak i kierowców.
- Jest coś niepokojącego w tym, że pomimo tych argumentów na komisji, PiS parł jak na ścianę, a tu nagle jeden poseł wychodzi, mówi "stop, nie idziemy dalej" i projekt się zatrzymuje. No i gdzie w tym sens i gdzie logika? – dopytywał.
- Na razie ten projekt jest tylko zdjęty z porządku obrad. Ja mam nadzieję, że rząd go wycofa, ale to pokazuje, że tak naprawdę prezes decyduje o wszystkim. On ma prawo podejmować (decyzje -przyp. red), jakie ustawy są robione, jakie są zdejmowane, jakie poprawki przechodzą. Ani eksperci Prawa i Sprawiedliwości, ani ministrowie nie mają tutaj nic do powiedzenia - oceniła z kolei Małgorzata Kidawa-Błońska z Platformy Obywatelskiej. W myśl projektu nadzór nad stacjami diagnostycznymi miałby zostać przeniesiony ze starostw powiatowych do Transportowego Dozoru Technicznego. Szacowany koszt zamiany to ok. 500 mln zł. Zgodnie z założeniami projektu ustawy, głównym źródłem finansowania nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów ma stać się opłata za badania wykonane po terminie, które będą o 50 proc. wyższe niż koszt badania w terminie. Po oddaleniu w piątek wniosku o odrzucenie ustawy oraz poprawek zgłoszonych przez posłów opozycji, większość sejmowa przyjęła cztery poprawki posłów PiS. Dotyczą m.in. rezygnacji z obligatoryjnego sprawdzania wyposażenia i warunków lokalowych stacji w przypadku np. połączenia stacji, oraz rezygnacji z obligatoryjnego wykreślenia podmiotu z rejestru, gdy takie sprawdzenie nie zostanie przeprowadzone. Kolejna poprawka dotyczyła wzmocnienia bezstronności i niezależności pracowników Transportowego Dozoru Technicznego.
Autor: mp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock