System finansowania partii politycznych wymaga zmiany, ale nie powinna ona polegać na likwidacji finansowania z budżetu państwa; to grozi korupcją i uzależnieniem polityków od korporacji, które ich będą finansować - oceniają eksperci.
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział w poniedziałek, że chce referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych, zmian systemu finansowania partii politycznych z budżetu państwa oraz zmian w systemie podatkowym.
Korzystają najwięksi
Konstytucjonalista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego Piotr Uziębło ocenił w rozmowie z PAP, że obowiązujący dziś w Polsce system finansowania partii politycznych sprzyja największym ugrupowaniom. Według niego potrzebna jest zmiana tego systemu, ale nie "bezkrytyczne likwidowanie pieniędzy budżetowych". - Jeśli do tego doprowadzimy, to cofniemy się - podkreślił. - Nie powinniśmy wylewać dziecka z kąpielą. Trzeba przygotować system finansowania budżetowego chociażby na wzór niemiecki, czyli dopuścić większą liczbę ugrupowań do finansowania budżetowego - zaznaczył profesor. Jak zauważył, często podnoszony jest argument, że Polski nie stać na finansowanie partii politycznych z budżetu państwa. - Trzeba się tylko zastanowić, czy stać nas na to, by były one finansowane z zewnątrz, z niejasnych źródeł, które będą chciały potem zrealizować własne cele ekonomiczne czy społeczne - podkreślił ekspert.
Ochrona przed korupcją
Prof. Uziębło uważa, że budżetowe finansowanie partii to niewątpliwie ochrona przed działaniami o charakterze korupcyjnym. - Nie jest bowiem tajemnicą, co przyznają nawet sami Amerykanie i widać to doskonale po sprawozdaniach finansowych, że Partię Republikańską i Partię Demokratyczną finansują w dużej mierze te same podmioty gospodarcze, silne korporacje, które potem wymagają określonych zachowań od parlamentarzystów - zaznaczył konstytucjonalista. Jego zdaniem, "jeśli skażemy partie na pieniądze uzyskiwane z zewnątrz, to możemy domniemywać, że potem te grupy interesów, które będą finansować kandydata, będą oczekiwały rewanżu w postaci określonych rozstrzygnięć w parlamencie, radzie gminy, powiatu czy sejmiku województwa".
Zgubne konsekwencje
Również socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis uważa, że likwidacja finansowania partii z budżetu państwa "to nie jest coś, co by polską politykę uzdrowiło". W jego ocenie to jest hasło, które dobrze brzmi, ale może mieć zgubne konsekwencje dla polskiej polityki. - Wiadomo, kto się ustawi pierwszy w kolejce do finansowania partii - nie obywatele, lecz ci, którzy robią interesy z władzą, ci, którzy walczą o przetargi, ci, którzy zawierają długoletnie umowy na działanie na rzecz władzy publicznej - podkreślił. W ocenie Flisa takie rozwiązanie działa przede wszystkim na korzyść partii rządzącej, bo to do niej, a nie partii opozycyjnej, zgłaszają się ci, którym zależy na interesach z rządem. Dlatego nie jest prawdą, że na takim rozwiązaniu nie mogłyby skorzystać partie mniejsze.
Autor: tol / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24