Zarówno przed i jak po podpisaniu umowy gazowej z Rosjanami w 2010 roku ówczesna opozycja krytykowała w tej sprawie rząd i miała długą listów zarzutów. Rząd PO-PSL przekonywał, że to dobry kontrakt.
Opozycja krytykowała
Negocjacje ws. umowy gzowej kilkanaście miesięcy.
Dodatkowych dostaw potrzebowaliśmy, ponieważ na początku 2009 roku surowiec do Polski przestał przesyłać rosyjsko-ukraiński pośrednik RosUkrEnergo.
Pierwszą wersję umowy uzgodniono wiosną, ale w związku z wątpliwościami Komisji Europejskiej związanymi z operatorem gazociągu jamalskiego, Polska wstrzymała podpisanie porozumienia. Po ponownych negocjacjach, tym razem z udziałem przedstawiciela Brukseli, niektóre zapisy zostały zmienione.
Ostatecznie została ona podpisana 29 października 2010 roku. - Dzięki temu porozumieniu gaz bez przeszkód i w wystarczającej ilości będzie dostarczany do konsumentów, do przedsiębiorstw, do polskiego przemysłu chemicznego - mówił wówczas wicepremier Waldemar Pawlak. - Liczymy, że ta umowa stworzy warunki do realizacji nowych projektów i długoterminowej współpracy pomiędzy naszymi krajami - dodawał wicepremier Rosji Igor Sieczyn.
Umowa zapewniała dostawy gazu do naszego kraju do 2022 roku oraz zwiększała dostawy surowca z 7,45 do 10 miliardów metrów sześciennych rocznie.
Ówczesna opozycja krytykowała rząd za zbyt długi termin obowiązywania umowy, zakup zbyt dużej ilości gazu oraz zakup surowca po zawyżonej cenie.
- Kupujemy gaz drożej niż na przykład Niemcy - mówił wówczas Mariusz Błaszczak z PiS. - My potrzebujemy tyko niewielką ilość gazu do 2014 roku, kiedy zostanie otworzony gazoport (w Świnoujściu- red.). Wcześniej, jeszcze podczas trwania negocjacji z Gazpromem, Błaszczak podkreślał, że należy dokupić na wolnym rynku potrzebną ilość gazu i nie nawiązywać długoletniej umowy z Rosją.
Umowę mocno krytykował też Jarosław Kaczyński. - My uważamy tę umowę za wysoce niekorzystną - przekonywał kilka dni po podpisaniu. Jak mówił, jest to umowa niepełna, "z bardzo wysokimi cenami, co do której już istnieje spór, jak długo ma obowiązywać".
Kaczyński oceniał, że "sytuacja pewnego nacisku" w sprawach gazowych, która jego zdaniem miała miejsce, w okresie pierwszego rządu PiS, dzisiaj się zmieniła. - Rynek gazowy od 2009 roku się zmienił, są dużo większe możliwości, w związku z tym nie widzimy żadnych powodów, by zawierać umowy, które są dla nas niekorzystne - przekonywał prezes PiS. Kaczyński podkreślał, że inne kraje obniżają ceny gazu. - Coraz większy procent dostaw stałych jest rozliczany wedle cen skokowych, czyli cen dostaw natychmiastowych, które są znacznie niższe, niekiedy o kilkadziesiąt procent niższe, mówi się o miliardowych oszczędnościach, a my mamy dopłacić do tego dwa czy trzy miliardy dolarów - tłumaczył. Jak mówił Kaczyński, Polski na to nie stać. - Pytanie, komu na tym zależy, dlaczego tego rodzaju umowy są zawierane - mówił.
Podobną opinię wyrażał Piotr Woźniak, były minister gospodarki w pierwszym rządzie PiS, a obecnie prezes PGNiG. Wskazywał, że najlepszą opcją byłoby podpisanie ze stroną rosyjską krótkoterminowej umowy na brakujące ilości gazu. - Nie warto przekontraktowywać rynku, nie warto robić ruchów pochopnych - przekonywał.
Ówczesny premier Donald Tusk wskazywał jednak, że rząd wybrał "wariant trochę bardziej elastyczny", czyli jak tłumaczył "trochę krótszy kontrakt z naprawdę niezłą ceną i możliwością uzyskiwania upustów".
Rząd dodawał, że nadwyżki gazu będzie można sprzedawać, ale opozycja miała jeszcze jeden zarzut. Twierdziła, że umowę podpisano za wcześnie, nie pokazując jej wcześniej Komisji Europejskiej.
Autor: tol / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty" TVN