Minęły już niemal dwa tygodnie od deklaracji złożonej przez Prawo i Sprawiedliwość w sprawie ustawy ujawniającej wysokość pensji w Narodowym Banku Polskim. Na razie jednak konkretów brak. - Sam czekam na tę ustawę - mówi senator PiS Jan Maria Jackowski.
- Chcemy jak najszybciej złożyć w Sejmie projekt ustawy o jawności wysokości wynagrodzeń w NBP - mówiła 10 stycznia rzeczniczka PiS Beata Mazurek. - Jak będzie gotowy, szczegóły będziemy prezentować. Nie umiem powiedzieć, czy to będzie na najbliższym posiedzeniu, czy na kolejnym posiedzeniu, ale na pewno nie będzie to trwało miesiącami - zadeklarowała.
"Sam czekam na tę ustawę"
Senator PiS Jan Maria Jackowski, pytany w poniedziałek w Sejmie, kiedy może pojawić się projekt ustawy o jawności zarobków w banku centralnym, powiedział: - Dobre pytanie. Sam czekam na tę ustawę. Z zapowiedzi pani rzecznik Beaty Mazurek wynika, że trwają prace. Jak rozumiem, ten projekt pojawi się najszybciej jak będzie to możliwe.
Jak dodał, "opinia publiczna ma prawo oczekiwać, że w miarę szybko ta sprawa zostanie rozwiązana tak, jak powinna być rozwiązana"
Pod koniec ub.r. Jackowski skierował pytanie do prezesa NBP Adama Glapińskiego, czy prawdą jest, że jedna z jego współpracowniczek "zarabia 65 tysięcy zł miesięcznie i jakie zarobki, z uwzględnieniem wszystkich pochodnych, osiąga ta osoba w NBP". Jackowski chciał też, by Glapiński poinformował, "jaki jest zakres obowiązków wzmiankowanej współpracowniczki i jakie posiada kwalifikacje merytoryczne, by realizować te zadania".
- Do dnia dzisiejszego nie otrzymałem odpowiedzi na moje oświadczenie, ale tutaj nie mogę mieć pretensji do Narodowego Banku Polskiego, ponieważ cały czas jesteśmy w terminie. Przypomnę, że termin instruktażowy na udzielenie odpowiedzi na interpelację senatorską wynosi 30 dni, ale liczone są od dnia otrzymania oświadczenia. Ja złożyłem je 28 grudnia - powiedział senator PiS.
Według zapowiedzi projekt PiS ma zakładać nie tylko jawność zarobków w NBP, ale również ustalić górne granice wynagrodzeń. Przeciwny wprowadzeniu takiego rozwiązania jest lider partii Teraz! Ryszard Petru.
- Albo będziemy mieli takich fachowców jak w Sejmie, czyli większość ludzi w ogóle nie nadaje się do tego, aby stanowić prawo, albo mamy osoby, które będą nadzorowały system pieniądza w Polsce i to muszą być najlepsi fachowcy. To nie mogą być osoby, które wyłącznie mogą pracować w Narodowym Banku Polskim. To muszą być osoby, które mogą pracować zarówno w instytucji prywatnej, jak i publicznej - argumentował Petru.
Inne projekty
Obecnie w Sejmie znajdują się propozycje Platformy Obywatelskiej i Kukiz’15 dotyczące jawności pensji w polskim banku centralnym.
PO wniosła do Sejmu projekt ustawy zakładający zobowiązanie prezesa NBP, członków zarządu oraz osób na kierowniczych stanowiskach w NBP do składania jawnych oświadczeń majątkowych.
Z kolei projekt Kukiz’15 ma zmierzać do odebrania prezesowi i zarządowi NBP kompetencji do kształtowania wynagrodzeń pracowników tego banku i przekazanie ich Sejmowi. Wynagrodzenia w NBP miałyby być – po przedstawieniu propozycji przez prezesa banku - ustalane zarządzeniem marszałka Sejmu, poprzedzonym publiczną debatą i decyzją Sejmu.
- Najwyższy czas, żeby zamknąć sprawę tych wysokich pensji i tego wszystkiego, co jeszcze kilka tygodni temu bulwersowało Polaków - mówił w poniedziałek Sławomir Neumann z PO.
- Nasz projekt ustawy leży. Do dzisiaj marszałek Kuchciński nie nadał numeru druku tej ustawie. Więc może wróciłby do roboty i zaczął od tego, żeby nadać numer druku ustawie Platformy i wprowadzić pod obrady najbliższego posiedzenia Sejmu - dodał.
Najbliższe posiedzenie Sejmu odbędzie się w dniach 20-22 lutego.
Wysokie zarobki
Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracownicach prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył. Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.
Zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła 9 stycznia na konferencji, że "żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości około 65 tysięcy złotych bądź wyższej".
Dodała, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. - Nie są to środki publiczne w rozumieniu ustawy o finansach publicznych. Oznacza to, że budżet państwa nie jest obciążony kosztami gospodarki własnej NBP - powiedziała Raczko. Oświadczyła, że nie poda miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej, "bo nie przygotowane jest w oświadczeniu". - Pewne granice prezentowania informacji są - powiedziała Raczko. - Na pewno nie zarabia, powtórzyć mogę, rewelacyjnych 65 tysięcy złotych miesięcznie - dodała. Tego samego dnia Adam Glapiński mówił na konferencji prasowej, że "ustawę o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim podpisze obydwoma rękoma". Jak dodał, aby mógł to zrobić, trzeba ją najpierw uchwalić. Ocenił, że ustawa ta będzie fatalna dla funkcjonowania NBP.
Mówił też, że w mediach "szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor" i że było to "haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami".
Autor: tol//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: NBP