Chodzi o to, żeby wprowadzić taki system podatkowy i takie podatki, żeby rzeczywiście były płacone. Dzisiaj bardzo duża część podmiotów podatków nie płaci, traktuje to jako element przewagi konkurencyjnej - mówił Mariusz Pawlak, główny ekonomista Związku Przedsiębiorców i Pracodawców o pomyśle wprowadzenia podatku przychodowego. Do tej propozycji zimno odniósł się jednak rząd, który zapewnił, że nie pracuje nad zmianami podatkowymi.
Nowy system podatkowy, firmowany przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, nie przekonał w ubiegłym tygodniu rządu Prawa i Sprawiedliwości, choć według propozycji miałby dać Polakom wzrost wynagrodzeń średnio o 22 procent. Zakłada on likwidację dotychczasowych podatków: PIT, CIT, składek na NFZ, ZUS, Fundusz Pracy oraz Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i zastąpienie go jednego daniną.
Zamiast nich wprowadzony byłby podatek przychodowy. Byłby to, np. wynoszący 27 procent podatek od funduszu płac, który zastępowałby dotychczasowy PIT oraz wszystkie pozapłacowe koszty pracy, szacowane na 60 procent.
Byłyby także: podatek przychodowy od działalności gospodarczej osób fizycznych (między 1,5 a 15 procent), podatek przychodowy od przedsiębiorstw i banków, podatek od usług publicznych dla działalności gospodarczej, a także podatek od dywidend.
"Zakończyć zabawę"
- Chodzi o to, żeby wprowadzić taki system podatkowy i takie podatki, żeby rzeczywiście były płacone. Dzisiaj bardzo duża część podmiotów podatków nie płaci, traktuje to jako element przewagi konkurencyjnej - tłumaczył Mariusz Pawlak, główny ekonomista Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
- Propozycja podatku przychodowego od działalności gospodarczej osób fizycznych zakłada opodatkowanie od 1,5 do 15 procent przychodu. Dzisiaj na przykład, podatek ryczałtowy to są stawki od 2 do 20 procent. I śmiało sobie radzi z branżami. Oczywiście są branże, takie jak sprzedaż detaliczna, która ma 1,5 procenta opodatkowania, ale są też wysokomarżowe usługi, które śmiało mogą płacić 15 procent od przychodu i skończyć zabawę dotyczącą wliczania bądź nie wliczania różnych kosztów - podkreślił Pawlak.
Wyjaśnił, że 1,5 procent podatku od przychodu płaciłyby podmioty, które działają w formie spółek prawa handlowego. Natomiast działalność prowadzona przez osoby fizyczne, byłaby opodatkowana stawką od 1,5 procent do 15 procent, w zależności od charakteru prowadzonej działalności.
- Do tego płaciliby (osoby fizyczne - red.) 550 złotych miesięcznie tego, co my nazwaliśmy "podatkiem od usług publicznych". Zastępowałby on wszelki inne składki społeczne czy ubezpieczeń zdrowotnych - wyjaśniał ekonomista.
Jak tłumaczył, jest to wzorowane na ryczałcie ewidencjonowanym, gdzie stawki wynoszą od 2 do 20 procent.
Koniec ze śmieciówkami
Jak mówił nowy podatek oznaczałby koniec umów o dzieło czy umów o zlecenie. - Podatek uporządkowałby cały katalog różnych form prowadzenia działalności, czyli de facto świadczenia pracy. Albo ktoś miałby umowę o pracę i wówczas opodatkowany byłby stawką 27 procent od całego funduszu płac. Albo prowadziłby działalność gospodarczą w formie działalności gospodarczej dla osób fizycznych. Wówczas płaciłby od 1,5 do 15 procent stawki podatku przychodowego - stwierdził.
Przyznał jednak, że na reformie mogliby stracić twórcy, którzy teraz mogą korzystać z podatkowej preferencji - 50 procent kosztów uzyskania przychodów (nie mogą one przekroczyć połowy kwoty stanowiącej górną granicę pierwszego przedziału skali podatkowej).
Pawlak zaznaczył, że reforma nie zakłada zmian w 19-procentowym podatku od dywidendy, choć jak podkreślił jest pokusa, że "ktoś mógłby chcieć uniknąć płacenia 27 procent podatku od funduszu płac i świadczyć pracę poprzez spółkę prawa handlowego. - Wówczas wypłacałby dywidendę w wysokości 19 procent - mówił.
System emerytalny do likwidacji
Pytany czy wraz z zakładaną likwidacją składek ZUS zniknąłby sam Zakład Ubezpieczeń Społecznych odpowiedział: "Jednym z celów tej reformy jest wyjście naprzeciw temu, co się tak czy inaczej w niedalekiej przyszłości wydarzy".
- Państwo i tak weźmie na swoje barki odpowiedzialność za to, żeby wypłacać godną emeryturę swoim obywatelom. System kapitałowy wcześniej czy później się załamie, więc w konsekwencji to państwo byłoby tym płatnikiem emerytury, docelowo tak zwanej emerytury obywatelskiej, czyli stałej dla każdego obywatela - oznajmił.
- Nastąpiłaby likwidacja obecnego systemu emerytalnego, ponieważ ten system coraz więcej obciąża pracę w Polsce. Ona albo jest nieopłacalna albo pracownicy uciekają do szarej strefy. W zamian za to będzie sprawiedliwy system świadczeń społecznych ze strony Skarbu Państwa - wyjaśniał.
Przedsiębiorcy w jednym worku
Marek Kolibski, doradca podatkowy z kancelarii KNDP nazwał reformę podatkową "złym pomysłem".
- Podatek przychodowy jest podatkiem niesprawiedliwym, gdyż wrzuca określone grupy lub całą grupę przedsiębiorców do jednego worka. Tak się nie da zrobić. Podatek dochodowy jest sprawiedliwy, ponieważ każe płacić podatek od zysku, od tego, co zarobiliśmy - ocenił.
Dodał, w różnych segmentach rynku są różne rentowności.
- Skalkulowanie właściwej stawki musiałoby się zakończyć wprowadzeniem kilkudziesięciu stawek podatku przychodowego, żeby część przedsiębiorców nie zbankrutowała, a inna część przedsiębiorców nie była nagle opodatkowana dużo wyżej niż teraz - zaznaczył.
Lata obserwacji
Zwrócił też uwagę, że Polsce w latach 90-tych były marże wyższe niż teraz prawie w każdym segmencie rynku.
- To się zmienia z dekady na dekadę. Wydaje mi się, że skalkulowanie takiego podatku, który byłby sprawiedliwy graniczy z niemożliwości. A jeżeli już to musiałoby to trwać latami. I należałoby obserwować całą gospodarkę w Polsce, wszystkie branże i segmenty i po kilku latach obserwacji właściwie skalkulować podatek przychodowy - stwierdził Kolibski.
Jak zaznaczył coś, co u jednego przedsiębiorcy jest przychodem u innego jest kosztem.
- Jeżeli byłby to podatek przychodowy, płacony przez każdego przedsiębiorcę na każdym etapie obrotu to jeden przedsiębiorca kupuje od pierwszego już z podatkiem na przykład w wysokości 1 procent, a sam sprzedając dalej dany towar musiałby doliczyć 1 procent, ale do swojej własnej ceny plus swój własny koszt. Gdyby w tym łańcuchu dostaw byłoby pięć firm to już mamy 5 procent. 1 procent od przychodu to mogłyby być bardzo duże sumy - dodał.
Autor: tol/ms / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock