Uczymy dzieci jak bezpiecznie przechodzić przez jezdnię. Tłumaczymy, żeby nie piły alkoholu (a nawet nie objadały się drożdżówkami) i aby pamiętały o wyłączeniu kuchenki przed wyjściem na angielski. Krótko mówiąc przygotowujemy na pułapki i zagrożenia, jakie czyhają dookoła. Dlaczego by zatem nie wprowadzić przygotowania do życia w systemie wolnorynkowym? Pisze Jan Niedziałek z TVN24 BiŚ.
Rzeźnik sprzedaje mięso a stolarz robi meble - bo chce na tym zyskać. I cudnie się składa, bo ich klienci też korzystają. Każdy działa w swoim interesie a suma tych jednostkowych aktywności układa się w mechanizm rynkowy, który kręci się z korzyścią dla społeczeństwa.
Podobno słynna przypowieść Adama Smitha dotyczyła stanu wyidealizowanego, bo w czasach Szkota rzeźnik musiał często odwoływać się do swojego sumienia i miłosierdzia zamiast do egoizmu, bo krąg klientów płacących od ręki i bez opóźnień był bardzo wąski - resztę trzeba było wesprzeć - pisze o tym David Graeber w książce o historii długu. Graeber jest mocno komunizujący, dlatego jego słowa można traktować sceptycznie. Swoboda przedsiębiorczości jest wartością fundamentalną, jednocześnie dość kłopotliwą. Jak piszą w swojej najnowszej książce George Akerlof i Robert Shiller (obaj nobliści z ekonomii i obaj zwolennicy mechanizmów rynkowych) Smith nie opisał „drugiej strony” historii o rzeźniku… Jeśli jest szansa na zarobek dzięki, dajmy na to, dodawaniu spulchniaczy czy glutaminianu sodu - to rynek też to wykorzysta. Oczywiście, z umiarkowaną lub ujemną, jeśli można tak rzecz, korzyścią dla klientów. Według Shillera i Akerlofa to „phishing for phools” - czyli, w bardzo luźnym tłumaczeniu, polowanie na frajera.
"Awersja do straty" i cwaniaki
Shiller i Akerlof tworzą model równowagi rynkowej oparty na spostrzeżeniu z … supermarketu. Wszystkie kolejki do kas są mniej więcej równej długości. Jeśli jest okazja i któraś kolejka jest krótsza - zaraz ktoś to wykorzysta, ustawi się na końcu i „system” wróci do równowagi. Jeśli jest okazja kogoś naciągnąć, to znajdzie się naciągacz. Albo po prostu cwaniak. Takim cwaniactwem wykazał się np. brat słynnego speca od marketingu Roberta Cialdiniego - Richard. Opłacił sobie uczelnię handlując autami. Co tydzień kupował dwa lub trzy auta, doprowadzał je do porządku i wystawiał na sprzedaż. Umawiał kupców tak, by zdążyli się spotkać. Wykorzystał ich „awersję do straty” - grał na emocjach, które podpowiadały - kup, bo ktoś sprzątnie ci auto sprzed nosa. W takim momencie cena i inne parametry trochę tracą na znaczeniu.
Chwała Akerlofowi i Shillerowi za to, że mimo profesorsko-noblowskich głów są w stanie przyznać się, że sami dają się niekiedy „złowić”. Znając doskonale triki sprzedawców aut obaj wybrali się do salonów samochodowych przygotowani tak, by nie przepłacić: zapłacili gotówką, nie kredytem, wzięli wersję bazową, bez drogich dodatków, nie oddawali starego auta w (niekorzystnym dla nich) rozliczeniu … Ale za to przez cały czas korzystali z drogiego firmowego serwisu, nawet po zakończeniu gwarancji, która wymagała korzystania z autoryzowanego mechanika.
Państwo (nie)wkracza do gry
Samochód to zaraz po mieszkaniu drugi największy wydatek w życiu większości ludzi. Pół biedy jednak, gdy przepłacimy trochę za auto. Gorzej, gdy „phishing” uprawiają banki (kryzys 2008), koncerny medyczne (zabójczy lek o nazwie Vioxx) czy producenci papierosów (i wynajmowani przez nich naukowcy). Wtedy do gry powinno wkroczyć państwo ze swoimi regulatorami. Dlaczego jednak nie zaoszczędzić chociaż części kosztów administracyjnych stosując działania prewencyjne: wyposażając obywateli na poziomie podstawówki w podstawową wiedzę na temat rynków finansowych, sztuczek marketingowców czy sprzedawców. Ktoś powie, że to błąd, bo konsument o mentalności ascety, który nie dopłaci nawet za klimatyzację w aucie, to zguba dla gospodarki. To co dobre dla jednostki, nie zawsze jest dobre dla ogółu. Fakt. Ktoś inny doda - konsument musi mieć zdrowy rozsądek, a to się wynosi z domu.
Przypominają mi się jednak dramatyczne historie ludzi okradzionych przez Amber Gold. Pewien starszy człowiek wpłacił tam oszczędności życia… 700 tysięcy złotych. Nie zwalniając z odpowiedzialności, tych, którzy w porę nie ukrócili oszustwa, myślę sobie, że uczciwemu biznesowi będzie łatwiej, gdy w szkole będziemy uczyć dzieci o piramidach - także tych finansowych, ale i o znaczeniu słowa dywersyfikacja. Świadomy konsument to (bardziej) wolny (od pułapek) rynek.
Wojciech Kostrzewa: w Davos daje się wyczuć niepokój:
Autor: Jan Niedziałek/km / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: tvn24