Nazywają siebie "ofiarami ulgi meldunkowej". Przed laty skorzystali ze zwolnienia, ale dziś mają długi sięgające setek tysięcy złotych. Każdemu przysługiwało prawo niepłacenia podatku dochodowego przy sprzedaży mieszkania. Urzędnicy uznali jednak inaczej. Materiał programu "Polska i Świat".
W ciągu jednego dnia życie małżeństwa spod Gdańska zamieniło się w trwający latami koszmar. - Ja nikomu nie ukradłam ani złotówki. Ja nikogo nie chciałam oszukać, a teraz, na emeryturze, kiedy powinnam leżeć i odpoczywać na tarasie... Żebraków z nas zrobili - mówi Helena Jasiewicz.
Kosztowne błędy
Państwo Jasiewiczowie nie złożyli oświadczenia o skorzystaniu z ulgi meldunkowej, bo nie poinformował ich o tym urzędnik. Za ten błąd co miesiąc skarbówka zabiera im po kilkaset złotych. Na życie zostaje im 300 złotych. - Mieliśmy po 22 tysiące złotych długu plus chyba 18 tysięcy odsetek - wylicza Andrzej Jasiewicz.
- Dyrektor Izby Skarbowej stwierdził, że powinni ograniczyć swoje wydatki i spłacać swoje zobowiązanie - mówi Grzegorz Niebudek, pełnomocnik Jasiewiczów z kancelarii LTC AQUILA. Podobnych "ofiar ulgi meldunkowej" są setki. A nie wszędzie jeszcze urzędy zgłosiły się po zaległy podatek. Skalę problemu próbowała oszacować Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Średnio około 10-15 osób w każdym urzędzie miało wydane takie decyzje - tłumaczy Adam Ploszka z HFPC. Rekordzista musiał zwrócić ponad ćwierć miliona złotych. To prof. Bolesław Kuc, który karierę naukową poświęcił zjawisku kontroli instytucji publicznych. Oświadczenie do urzędu wysłał pocztą. Dwukrotnie. Nigdy tam jednak nie dotarło, o czym dowiedział się wiele lat później. Na tym jednak nie koniec. Profesor usłyszał też zarzuty karno-skarbowe. - Nie zasłużyliśmy, jako podatnicy, na takie traktowanie - podkreśla Kuc.
To nie jest umyślne działanie
Eksperci z zakresu prawa podatkowego dodają, że to praktyka naganna, bo mamy do czynienia co najwyżej z błędem, a nie umyślnym działaniem. - Wszczynanie jeszcze postępowań karnych jest sytuacją budzącą najgłębszy sprzeciw - zaznacza Jerzy Bielawny, doradca podatkowy z Instytutu Studiów Podatkowych.
Ulga meldunkowa była zwolnieniem z podatku dochodowego, dotyczącym mieszkań nabytych w latach 2007-2008. Należało spełnić dwa warunki. Podatnik musiał być zameldowany w zbywanym mieszkaniu przez co najmniej rok. Poza tym, w ciągu 14 dni musiał złożyć oświadczenie o skorzystaniu z ulgi. Z czasem ten termin uległ wydłużeniu.
Zdaniem urzędników, brak oświadczenia, oznaczał brak prawa do ulgi. - Żadne przepisy prawa podatkowego nie wprowadzały formy złożenia tego oświadczenia. Oświadczenie mogło być złożone zarówno w formie pisemnej jak i ustnej - mówi Agnieszka Pietrzyk z Trzeciego Urzędu Skarbowego Warszawa Śródmieście.
Resort nie pozostawia złudzeń
A to rodziło chaos. Do tego doszedł szereg niejasności co do interpretacji przepisów. Interpretacji często zresztą zmienianych przez Ministerstwo Finansów. Dziś resort nie pozostawia złudzeń.
"Złożenie tego oświadczenia, w terminie wymaganym przepisami prawa było warunkiem koniecznym do zastosowania ulgi meldunkowej. Złożenie oświadczenia po terminie, oznaczało utratę prawa do ulgi" - głosi oświadczenie MF.
Podatnicy liczą jeszcze na sądy. Na termin rozprawy czeka między innymi pani Karolina Makowska, bezrobotna matka, samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Fiskus żąda od niej 70 tysięcy złotych. - Nie wiem do jakiego stanu biedy i ubóstwa należy dojść, żeby oni zobaczyli człowieka, że trzeba mu pomóc, a nie jeszcze bardziej pognębiać - mówi pani Karolina.
W całej sprawie najbardziej bulwersuje, że urzędy często zgłaszają się po zaległy podatek tuż przed terminem przedawnienia, kiedy odsetki są najwyższe.
Autor: tol / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock