Powódź pokrzyżuje plany rodzimym przedsiębiorcom z branży turystycznej. Jeszcze w marcu Instytut Turystyki prognozował, że branża odbije się od dna, że wzrośnie liczba turystów zagranicznych i polskich. Teraz ruch turystyczny może spaść i to nie tylko na terenach zalanych, ale i w innych regionach - wskazuje "Rzeczpospolita".
W ubiegłym roku wpływy z przyjazdów turystów zagranicznych przekroczyły 9 mld dol. i miały rosnąć. Może nie być tak różowo. Największe straty poniosło atrakcyjne turystycznie południe Polski - przypomina gazeta.
Ale skutki powodzi odczują także te regiony, których nie dotknęła, ostrzegają eksperci. – Jeśli ktoś słyszał, że Beskidy ucierpiały, będzie omijał cały region – mówi gazecie Aleksandra Marzyńska z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego.
Za chwilę zaś zanieczyszczona woda z rozlewisk dotrze do Bałtyku. I choć epidemiolodzy uspokajają, że kąpielom w morzu nic nie zagraża, właściciele nadmorskich pensjonatów boją się o swoje dochody.
Mały ucierpi najbardziej
Kto ucierpi najbardziej? – Małe, rodzinne firmy, które w ostatnim czasie zainwestowały znaczne kwoty w rozwój własnego biznesu – mówi "Rz" wicedyrektor Departamentu Współpracy Regionalnej w Polskiej Organizacji Turystycznej Cezary Molski.
Duża część takich małych przedsiębiorstw turystycznych i agroturystycznych korzystała z dotacji w ramach regionalnych programów operacyjnych. – Rozliczenie tych dotacji może się okazać sporym problemem – uważa Molski.
Kto się nie promuje, ten nie ma
Przedsiębiorcy z regionów dotkniętych powodzią skarżą się zaś, że turystów odstraszają obrazy pokazywane w mediach, a także apele lokalnych władz do turystów, by omijali zagrożone miejscowości (jak w Kazimierzu Dolnym - samego miasta woda nie zalała, choć okolice tak).
– Medialny przekaz był dużo gorszy niż rzeczywistość. Wystraszył nam klientów – mówi "Rz" Mateusz Chołody, właściciel opustoszałej Willi pod Basztą w Kazimierzu Dolnym. – Bardzo dużo rezerwacji zostało anulowanych. Na turystów możemy czekać nawet do końca czerwca – dodaje.
Zdaniem POT, miejscowości turystyczne - zwłaszcza te leżące wzdłuż Wisły - nie mają wyboru: muszą się intensywniej promować. A Witold Bartoszewicz z Instytutu Turystyki uspokaja: – Jeśli ktoś nie przyjedzie teraz, nadrobi to później. Takie załamania rynku mogą się po pewnym czasie wyrównywać.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu