Rząd Węgier naciska na obywateli, by wrócili z funduszy emerytalnych do publicznego systemu emerytalnego. Teoretycznie na dokonanie wyboru między systemami mają czas do końca stycznia 2011. W praktyce wybór jest tragiczny - resort gospodarki Węgier już ostrzegł, że członkowie funduszy, którzy nie zgodzą się na przekazanie do budżetu aktywów ze swoich kont, stracą prawo do państwowej emerytury. Na to wszystko budapeszteńska giełda reaguje silną przeceną - BUX traci drugi dzień z rzędu. Dziś ok. 3 proc.
Węgrzy przekazują do funduszy emerytalnych 9,5 proc. swych zarobków brutto. Ci, którzy zaczęli pracować po 1998 r., muszą wpłacać 8 proc. zarobków do funduszy prywatnych i 1,5 proc. do państwowych. Osoby zatrudnione wcześniej miały możliwość pozostania całkowicie w systemie publicznym.
Bez wyboru
Pod koniec października rząd przyjął jednak ustawę, zgodnie z którą wszystkim przyszłym emerytom stworzono możliwość powrotu do całkowicie państwowego systemu emerytalnego. Teraz dano im na to czas do końca stycznia. 31 stycznia pieniądze z funduszy zostaną przeniesione do budżetu, chyba że ktoś się na to nie zgodzi. Jeśli się nie zgodzi, straci jednak prawo do państwowej emerytury.
- To w praktyce oznacza nacjonalizację prywatnych funduszy emerytalnych. To koszmarny obrót spraw – komentował David Nemeth, ekonomista budapesztańskiego oddziału ING Groep.
Do 18 funduszy emerytalnych na Węgrzech należy obecnie około 3 mln osób.
Trybunał ograniczony
Rząd podjął już środki, by ograniczyć ewentualne protesty przeciwko tym krokom, znacznie ograniczając kompetencje Trybunału Konstytucyjnego.
10 listopada parlament wprowadził do konstytucji poprawkę uniemożliwiającą Trybunałowi wydawanie orzeczeń w sprawach budżetu i podatków, o ile nie mają one związku z przestrzeganiem traktatów międzynarodowych czy praw podstawowych. W tekście nie uwzględniono wśród praw podstawowych prawa własności, wobec czego Trybunał nie może orzekać w sprawach związanych z funduszami emerytalnymi.
Źródło: pb.pl, PAP