Nie sądzę, by list od Stowarzyszenia Obrony Stoczni, powiązanego z byłym zarządem spółki Porta Holding, miał wpływ na decyzję katarskiego inwestora - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" były prezes szczecińskiej stoczni Krzysztof Piotrowski. Jego zdaniem, resort skarbu był świadomy, że przejął majątek stoczni "z wadą prawną".
Jak przekonuje rząd, to właśnie pismo do inwestora wysłane przezbyłych członków zarządu i akcjonariuszy Stoczni Szczecińskiej Porta Holding wstrzymało terminową zapłatę katarskiego inwestora za majątek zakładów.
Takiej wersji zdecydowanie zaprzecza jeden z członków stowarzyszenia, Krzysztof Piotrowski. - List od Stowarzyszenia nie mógł wstrzymać transakcji, jeśli rzeczywiście była poważna. To raczej zasłona dymna rządu, która miała wykazać, że wcześniejsze działania w sprawie stoczni były przeprowadzone zgodnie z prawem i techniką negocjowania - tłumaczy na łamach "Rzeczpospolitej".
Po co ten list?
Na pytanie, w jakim celu wysłano zatem list do inwestora, były prezes odpowiada, że chodziło o informację o wadach prawnych, których nie wyeliminowano podczas przejęcia przez rząd stoczni. Dodał też, że wcześniej informowano o tym również wszystkie kolejne ekipy rządzące w kraju. - Nie były one tajemnicą - dodaje.
Piotrowski przypomniał, że wcześniej wszyscy potencjalni inwestorzy rezygnowali z kupna zakładów z powodu wspomnianej wady prawnej. - Nie można sprzedawać czegoś, co nie jest własnością sprzedającego - wyjaśnia były prezes.
Natomiast - jak podkreśla - jeżeli katarski inwestor zamierzał "robić due dilligence tych aktywów dopiero po zawarciu umowy kupna, to coś tutaj nie gra. - Być może sprzedaż była uzasadniona inną transakcją, jak już spekulowano - zastanawia się Piotrowski.
Gdzie tkwi błąd?
Pytany o wspomnianą wadę prawną, Piotrowski przypomniał, że upadłość Stoczni Szczecińskiej Porta Holding ogłoszono w lipcu 2002 r. w "rekordowym tempie". - Wcześniej powołano nową spółkę – Stocznię Szczecińską Nowa, która miała kontynuować jej działalność. Jednak aktywność stoczniowa była skoncentrowana w spółce zależnej SSPH – Allround Ship Services. Kilka tygodni przed ogłoszeniem upadłości SSPH, państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu kupiła ASS od nowego zarządu Porty za złotówkę, choć wówczas trwało już postępowanie układowe z wierzycielami SSPH - tłumaczy Piotrowski.
Wskazuje jednocześnie, że "w trakcie postępowania układowego nie można sprzedać niczego bez zgody sędziego komisarza, rady wierzycieli i walnego zgromadzenia akcjonariuszy". - Nadzorca się zgodził, ale walne nie przyjęło uchwały pozwalającej na uszczuplenie majątku dłużnika, należącego wówczas do wierzycieli.
W rezultacie - przekonuje w rozmowie z "Rz" były prezes - Skarb Państwa, właściciel ARP, przejął spółkę z wadą prawną, bo bez zgody walnego.
Gdzie się podziała państwowa kasa?
Według Piotrowskiego, niejasności związanych z majątkiem stoczni jest więcej. M.in. wciąż otwarte pozostaje pytanie, jak wykorzystano 5,7 mld zł państwowej pomocy, które wpompowano w Stocznię Szczecińską Nowa. - Czy ktoś wie, gdzie się podziały te pieniądze? Majątku przecież nie zmodernizowano, a statki budowano w oparciu kontrakty, które zakładały ich ceny niższe o 20-40 proc od wartości nakładów - pyta były prezes Porty.
"Inwestorowi może chodzić o grunty"
Piotrowski podkreśla, że reprezentujący inwestora Jan Ruurd de Jonge - prezes Polskich Stoczni - jest osobą zupełnie nieznaną w branży stoczniowej i nikt nie wie, czy dysponuje on doświadczeniem, by sprawnie zarządzać stocznią. Poza tym spółka nie przedstawiła żadnego biznesplanu ani harmonogramu prac w stoczni.
- Wróble ćwierkają, że chodzi o 70 hektarów atrakcyjnych gruntów - domyśla się były prezes Porty.
Jak były prezes popadł w tarapaty
Krzysztof Piotrowski z zawodu jest inżynierem i specjalistą od budowy okrętów. Wcześniej pracował nad programem prywatyzacji Stoczni Szczecińskiej. Następnie na bazie tych zakładów utworzył Stocznia Szczecińska Porta Holding, skupiający ponad 30 spółek.
Piotrowski został w 2002 r. aresztowany wraz z resztą zarządu. Zarzucono im niegospodarność i doprowadzenie spółki do upadku. Po długotrwałym procesie w maju 2009 r. wszyscy zostali uniewinnieni.
Kto tu inwestuje?
W maju Stichting Particulier Fonds Greenrights zakupił kluczowe aktywa stoczni Gdynia i Szczecin, a 17 czerwca otrzymał gwarancje banku Qatar Islamic Bank.
Inwestor ma zapłacić za majątek stoczni Gdynia i Szczecin odpowiednio - ponad 287 mln zł oraz ponad 94 mln zł. Stichting Particulier Fonds Greenrights jest jedynym udziałowcem spółki Polskie Stocznie. Natomiast QInvest jest inwestorem w tej spółce.
Polskie Stocznie poinformowały, że katarski inwestor nie zamierza wycofać się z transakcji zakupu majątku stoczni. Inwestor poprosił resort skarbu o przesunięcie terminu zapłaty za majątek stoczni do 17 sierpnia. Wątpliwości inwestora miał wzbudzić list Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, w którym napisano m.in., że stocznia w Szczecinie mogła być "pralnią brudnych pieniędzy".
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24