Finanse Kalifornii chwieją się wskutek giełdowych spadków, które podkopały stanowe przychody z podatków od zysków kapitałowych. Gubernator Arnold Schwarzenegger w obawie przed bankructwem stanu chce natychmiastowego zwiększenia podatków i ograniczenia wydatków. Tylko czy bogacze będą potrafili oszczędzać?
Jeden z najbogatszych stanów Ameryki, sypialnia milionerów i gwiazd, znalazł się w ciężkiej sytuacji. - Kalifornia stoi na krawędzi bankructwa - takiego zdania jest gubernator stanu Arnold Schwarzenegger. Światowy kryzys finansowy mocno nadwyręża gospodarkę Kalifornii - stanu, który gdyby był samodzielnym państwem, byłby jednym z najbardziej prężnych ekonomicznie krajów na świecie.
Plaga egipska
Jego mieszkańcy - milionerzy - potracili swoje fortuny na giełdowych spadkach, a rykoszetem dostaje budżet stanu, który jest zasilany głownie podatkami od zysków kapitałowych. Budżet i tak jest już mocno nadwyrężony walką z pożarami, które od kilku tygodni trawią tę amerykańską mekkę gwiazd. Przed gubernatorem Schwarzeneggerem stoi więc poważne zadanie, by powstrzymać recesję.
Najbogatsi zaciągną pasa?
Schwarzenegger już wezwał parlament Kalifornii do przegłosowania podwyżki podatków i ograniczenia wydatków.
Deficyt w budżecie wynosi bowiem jedenaście miliardów dolarów. Przy obecnym poziomie przychodów i wydatków może on w ciągu półtora roku wzrosnąć aż do 28 miliardów.
Schwarzenegger ostrzegł, że już za dwa miesiące w stanowej kasie skończą się pieniądze, a to może oznaczać między innymi wstrzymanie wynagrodzeń w sektorze publicznym.
Gubernator zaproponował podniesienie podatków od sprzedaży, opłat dla kierowców i akcyzy na alkohol. Na podwyżki nie chcą jednak zgodzić się członkowie jego partii - Republikanie. Warto przypomnieć, że jako gubernator, Arnold Schwarzenegger zmniejszył podatki i ograniczył przywileje socjalne zmniejszając koszty prowadzenia biznesu.
Źródło: TVN CNBC Biznes