Cięcia w resortach i innych państwowych instytucjach, przesunięcia środków, ściąganie dywidend i handel walutami - szukanie dodatkowych wpływów do budżetu cały czas trwa. I cały czas jest za mało. Dlatego - jak pisze "Parkiet" - kolejny do odchudzenia jest Fundusz Rezerwy Demograficznej mający nas zabezpieczać przed skutkami starzenia się społeczeństwa.
Szef doradców premiera Michał Boni nie wyklucza, że Fundusz Rezerwy Demograficznej przez najbliższe dwa lata nie dostanie 40 proc. wpływów z prywatyzacji.
FRD, uruchomiony w 2002 roku ma ponad 5 mld zł aktywów, a powinien mieć przynajmniej 20 mld zł. Kilka lat temu z powodu kłopotów budżetowych zmniejszono składkę na niego (z 1 proc. do 0,35 proc. pensji brutto - red.). Gdyby rząd zrealizował program prywatyzacji ministra skarbu Aleksandra Grada, to z 36,7 mld zł, które resort chce zarobić na sprzedaży swoich spółek, do Funduszu wpłynęłoby kolejne 14 mld zł.
Gazeta wytyka rządowi, że - aby zmniejszyć dziurę budżetową - jest gotów uszczuplić wpływy do funduszu, który ma nas chronić przed zagrożeniami wynikającymi ze starzenia się społeczeństwa.
Tymczasem inne państwa, gdzie społeczeństwa się starzeją, odkładały ostatnio po kilka miliardów dolarów rocznie. Według badania OECD z 2008 roku na 4,1 bln dolarów, zebranych przez 15 badanych państw, Polska z 1,5 mld dolarów była przedostatnia. A np. Francja w ciągu minionych 10 lat zebrała ok. 29 mld euro i chce do 2020 roku zwiększyć swój fundusz do ponad 200 mld dolarów.
Źródło: Parkiet
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu