Jeszcze w tym roku ruszy kolejowe połączenie Hamburg - Pekin. Pociąg towarowy będzie jechał przez Niemcy, Polskę Białoruś, Rosję i Mongolię do Chin. Podróż będzie trwać ok. 14 dni, podczas gdy transport statkami zajmuje około 45 dni. A jako głównych beneficjentów "Gazeta Wyborcza" wskazuje... hodowców świń.
Pomysł szybkiego pociągu towarowego powstał, by przyspieszyć dostarczanie do Europy towarów produkowanych masowo w Chinach, np. telewizorów czy komputerów. Wysyłanie w drugą stronę mięsa to element dodatkowy - ale może się okazać, że o kapitalnym znaczeniu dla Polski
Nowe, szybsze połączenie z Chinami to okazja dla polskich producentów wieprzowiny, by wejść na chiński rynek. W Polsce od lat borykamy się z nadwyżkami wieprzowiny. A w Chinach wieprzowina jest droga, droższa od polskiej o 15-20 proc., więc nawet przy obecnym mocnym złotym eksport tego mięsa nadal byłby opłacalny.
Wielka podróż za Wielki Mur
Chiny są największym producentem wieprzowiny na świecie, powstaje tam połowa światowej produkcji żywca. Rocznie Chińczycy ubijają 650 mln sztuk świń, czyli więcej niż cała Unia (250 mln) i Stany Zjednoczone (110 mln) razem wzięte.
Jednak jeszcze więcej niż produkują Chińczycy zjadają. I ta nierówność pogłębia się, bo z każdym rokiem wzrasta zamożność obywateli Państwa Środka, a wraz z nią - konsumpcja wieprzowiny. Dlatego, jak podkreślają fachowcy, Chiny to rynek o wielkim potencjale dla światowych eksporterów.
Jedną z firm, które chcą skorzystać z nowej możliwości eksportu, jest Animex. Spółka kontroluje w Polsce około 10 proc. rynku wieprzowiny i jako jedna z nielicznych w zeszłym roku zwiększyła eksport produktów wieprzowych.
- Uruchomienie tego pociągu oznacza, że moglibyśmy wysyłać do Chin mięso świeże, schłodzone. To byłoby wspaniałe, bo przy obecnym transporcie mamy szanse tylko na eksport mięsa mrożonego, co oczywiście bardzo nas ogranicza - mówi gazecie prezes Animeksu Dariusz Nowakowski.
Także Witold Choiński, szef związku Polskie Mięso zrzeszającego największych polskich producentów tej branży, jest zachwycony możliwością uruchomienia szybkiego transportu do Chin. - To rewelacja! To ustawia naszych eksporterów w kompletnie innej pozycji, znacznie korzystniejszej nawet w stosunku do Niemców czy Duńczyków.
Nie zmarnować szansy
Prezes Choiński ostrzega jednak przed nadmiernym optymizmem. - Jak otworzył się dla nas rynek japoński, też nam się wydawało, że go zawojujemy. Ale zderzyliśmy się tak z potężną konkurencją - Duńczyków, Amerykanów i Kanadyjczyków. Do tego okazało się, że Japończycy dobrze płacą, ale mają ogromne wymagania, którym nie zawsze możemy sprostać. Chcą np., by boczek miał ściśle określone wymiary, jeden milimetr więcej lub mniej dyskwalifikuje towar. Kraj, który tak jak Polska ma rozdrobnioną produkcję, nie zawsze takim wymaganiom może sprostać - mówi.
Nie wiadomo, jakie wymagania postawią Chińczycy, bowiem ciągle nie ma podpisanego porozumienia między Warszawą a Pekinem w sprawie handlu towarami rolno-spożywczymi. Prawdopodobnie takie porozumienie zostanie podpisane w najbliższych tygodniach.
W kwietniu do Polski mają przyjechać chińscy weterynarze, by sprawdzić, jak przebiega nadzór naszych weterynarzy w zakładach mięsnych. Jeśli go zaakceptują, to w maju umowa zostanie podpisana.
Nikt dziś nie jest w stanie powiedzieć, jak dużą część produkcji Polska mogłaby do Chin sprzedawać. - Żeby polski eksport zaczął odgrywać większą rolę, musi wzrosnąć konkurencyjność polskiego rolnictwa, przemysłu, a państwo musi zwiększyć pomoc organizacyjną i prawną. Te trzy ogniwa muszą być ze sobą powiązane. Na tym polega sukces Danii, Holandii czy USA. U nas na razie tego nie ma - uważa prezes Nowakowski.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24