Pakiet Kluski, pakiet Szejnfelda, komisja "Przyjazne Państwo" czy słynne "jedno okienko" - politycy od lat zapowiadają, że wreszcie ułatwią życie przedsiębiorcom. Zazwyczaj na zapowiedziach się kończy - a urzędnicze absurdy jak były, tak są codziennością polskich firm. I nie ma nikogo, kto wziąłby za nie odpowiedzialność.
- Marzy mi się taki model brytyjski, gdzie urzędnik jest rozliczany z tego, czy dobrze się opiekuje przedsiębiorcami, czy nie - mówi Andrzej Malinowski, prezes Konfederacji Pracodawców Polskich. W Polsce to praktycznie nieosiągalne.
Przygotowując materiał o odpowiedzialność za bezsensowne przepisy reporterzy TVN CNBC Biznes pytali w trzech resortach. Odpowiedzi nie otrzymali. Przedsiębiorcy narzekają, że niezliczone absurdy kryje choćby kodeks pracy. Mimo to Ministerstwo Pracy nie znalazło czasu na rozmowę.
Biznes skarży się na przykład, że dorabiający sobie emeryci muszą płacić składki rentowe. To zwiększa koszty pracodawcy, choć emeryt na rentę nigdy już nie pójdzie.
Wyjątkowym absurdem jest także to, że niemożliwe jest dzisiaj pozbycie się z firmy złego pracownika. - Sąd pracy jest w tej chwili bezpłatny i jeżeli tylko pracownik nie leżał w trupa pijany na bramie zakładu, to prawie zawsze pracodawcę do tego sądu pracy pociągnie, bo a nuż się uda - zauważa Wojciech Warski, prezes Softex Data.
A jak już pozwie, to sąd pracy jest jedynym, w którym szef firmy musi na rozprawie stawić się osobiście.
Nadpłata też zła
Ten sam problem przedsiębiorcy mają ze skarbówką. Bo na przykład na formularzach VAT-owskich obowiązują specyfikacje nawet z 1997 roku, kompletnie nieprzystosowane do rzeczywistości, co powoduje niezliczone błędy. Tym samym liczba okazji do wizyt u fiskusa jest nieograniczona. - Wystarczy, że w urzędzie skarbowym stwierdzą nadpłatę 50 groszy i trzeba się stawić z wyjaśnieniem skąd nadpłata! Proszę zwrócić też uwagę, że jeżeli chce się otrzymać zaświadczenie o niezaleganiu z opłatami, a ma się nadpłatę, to nie uzyska się tego zaświadczenia - podkreśla prawnik Jarosław Chałas.
I tak jest niemal wszędzie. Najgorzej jest dostać pozwolenie na inwestycję - narzekają deweloperzy. Jak wyśledzili właściciele firm, każdą decyzję środowiskową można zaskarżyć aż cztery razy! O ile budowa trwa średnio 5-6 miesięcy, to przejście przez urzędnicze absurdy nawet półtora roku. - Urzędnicy z ogromną nieufnością podchodzą do dokumentacji, a na wszelki wypadek próbują zawsze coś tam znaleźć, żeby jak najpóźniej wydać decyzje - mówi Marian Bartosiński, prezes Marbudu z Torunia.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES