Plastikowe torby, zużyte opony, stara odzież, złom i odpady komunalne - to najczęściej wwożone do Polski śmieci. Na otwarciu granic i zniesieniu kontroli korzystają nie tylko turyści i uczciwi przedsiębiorcy. Są i tacy, którzy chcąc zarobić sprowadzają śmieci - alarmuje "Rzeczpospolita".
Trafiają do nas tony odpadów. Od kiedy weszliśmy do strefy Schengen, tylko na południowym odcinku granicy polsko-niemieckiej udaremniono przywóz 40 ton odpadów. W całym kraju Straż Graniczna złapała 16 transportów - czytamy w gazecie. A wykrywana jest tylko niewielka część wwożonych do Polski śmieci. - Nie sposób zatrzymywać każdej ciężarówki. To niezgodne z duchem Karty Schengen - tłumaczy kpt. Joanna Woźniak z łużyckiego oddziału SG. - Nasze patrole to nie policja śmieciowa. Kto wie, może warto taką powołać - dodaje płk Wojciech Lechowski, rzecznik komendanta głównego SG.
Nie sposób zatrzymywać każdej ciężarówki. To niezgodne z duchem Karty Schengen kpt. Joanna Woźniak z łużyckiego oddziału SG
Niemcom się nie opłaca
Czemu w ogóle śmieci trafiają do Polski? Bo tu ich składowanie jest tańsze niż obowiązkowe palenie w Niemczech. Utylizacja tony śmieci kosztuje u naszych sąsiadów 220 euro za tonę. W Polsce składowanie tony to koszt rzędu 100-200 zł. Bywa, że taniej, ponieważ odpady nie trafiają na wysypiska, lecz do mieszkańców przygranicznych wsi. Ci palą je w piecach lub składują w stodołach - tak jak np. we wsi Wilczy Las, gdzie policja znalazła 6 ton odpadów. Jak pisze "Rzeczpospolita", ludzie zgadzają się na przyjęcie odpadów, ponieważ nie dość, że zarobią, to mają czym ogrzać domy, a niejednokrotnie powtórnie wykorzystać np. odzież.
Śmieci przywożą do kraju głównie Polacy. - Różnica nie jest tak duża, aby niemieckim firmom opłacało się eksportować odpady do Polski - przekonuje Matthias Vogel z Veolia Umweltservice, firmy zajmującej się usuwaniem i recyclingiem odpadów. Potwierdzają to pracownicy Straży Granicznej i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Według nich, śmieci przywożą polscy przedsiębiorcy handlujący za zachodnią granicą używaną odzieżą lub częściami samochodowymi, pisze "Rzeczpospolita". Nie odstraszają ich nawet wysokie grzywny, które mogą sięgać od 5 tys. do 300 tys. zł.
Koszty ponoszą mieszkańcy
Jest jednak także inny problem: śmieci przywożą w samochodach osobowych Niemcy, którzy robią zakupy w przygranicznych miejscowościach. Zostawiają śmieci, a koszt ich utylizacji spada najczęściej na gminy. A to oznacza zwiększenie budżetów na usuwanie dzikich odpadów. W Gminie Lubań (25 km od granicy) o 30 proc. - jak przyznaje Urząd Gminy. To przekłada się na wzrost ceny wywozu śmieci, którą płacą mieszkańcy. W konsekwencji, ci wyrzucają je nielegalnie i kółko się zamyka.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24