Jeszcze pięć lat temu nikt z nas nie podzieliłby się żadnymi informacjami w sieci. Nie udostępnilibyśmy naszego numeru telefonu, imion dzieci czy daty urodzin. To co dzieje się teraz, to wielka zmiana. Ludzie chcą się dzielić i coraz bardziej poszerza się zakres informacji, którymi dzielą się bez problemu - mówi portalowi tvn24.pl Blake Chandlee, wiceszef Facebooka, który wczoraj odwiedził Warszawę. I dodaje: - Nie ma w tym nic złego i od tego nie ma już odwrotu.
Jest absolutnym hitem ostatnich lat w internecie. Mimo, że powstał w 2007 roku i ciągle boryka się z zarzutami lekceważenia prywatności w internecie, działa już w 64 wersjach językowych i ma ponad 350 milionów użytkowników na całym świecie. Facebook, bo o nim mowa, zrobił we wtorek kolejny krok w kierunku umiędzynarodowienia.
Na konferencji Facebook Now ogłoszono, że serwis podpisał umowę z polskim partnerem, agencją ARBOinteractive, która będzie pośrednikiem między Facebookiem a polskimi firmami w sprzedaży reklam na serwisie.
O tym, czy Facebook chce żebyśmy dzielili się wszystkim w sieci, jak zamierza konkurować w Polsce z Naszą-Klasą, jakie ma plany na przyszłość i czy w końcu zamierza ulec swoim użytkownikom rozmawiamy z wiceszefem i dyrektorem komercyjnym serwisu.
Czy interesuje Was w ogóle ochroną prywatności internautów? Mark Zuckerberg, pana szef i założyciel Facebooka, powiedział w tym tygodniu w jednym z wywiadów, że prywatność nie jest już normą społeczną. Zgadzasz się z nim?
Myślę, że jego słowa zostały trochę wyolbrzymione. W tej sprawie chodzi raczej o to, jak w ogóle zmieniło się podejście do prywatności. Jeszcze pięć lat temu nikt z nas nie podzieliłby się żadnymi informacjami w sieci. Nie udostępnilibyśmy naszego numeru telefonu, imion dzieci czy daty urodzin w internecie. Każdemu zapaliłaby się czerwona lampka, że tak można ukraść jego tożsamość. To co dzieje się teraz, to wielka zmiana. Ludzie chcą się dzielić i coraz bardziej poszerza się zakres informacji, którymi dzielą się bez problemu. Szczególnie młodsza generacja, ludzie w okolicy dwudziestki, myślą inaczej o prywatności. Od tego nie ma już odwrotu. To nie znaczy, że my jako firma, która pozwala swoim użytkownikom na wymianę danych, chcemy żeby wszyscy dzielili się wszystkim w sieci. Nadal bardzo silna jest idea zarządzania tym, co udostępniamy innym i w jakim kontekście. Dlatego jedną z najważniejszych rzeczy, na której nam teraz zależy, jest ułatwienie tego zarządzania ludziom.
Wśród wielu ludzi, nawet tych z branży, panuje przekonanie, że Facebook nie zarabia. To prawda?
Nie. Mamy dodatni przepływ gotówki, co znaczy że zarabiamy więcej pieniędzy niż wydajemy. Mogliśmy to potwierdzić już w połowie zeszłego roku. Ludzie po prostu wierzą w to, co chcą wierzyć. Dla nas bycie na plusie pozwala nam kontrolować naszą przyszłość.
A czy będziemy płacić za korzystanie z Facebooka? Serwis zalała fala plotek na ten temat.
Nie, na pewno nie będziemy pobierać opłat za serwis. Jedną z naszych zasad jest to, że w serwisie nigdy nie wyciszamy plotek lub innych negatywnych informacji na nasz temat. Chcemy debaty, staramy się być bardzo otwarci. Mamy bardzo specyficzny regulamin, który chroni naszych użytkowników przed nienawiścią, pornografią i tym podobnymi rzeczami, ale poza tym nie interweniujemy. Jeśli ktoś chce napisać, że Facebook jest okropny – proszę bardzo. Jeśli ktoś napisał, że Facebook będzie płatny 2 dolary za miesiąc – nie ma sprawy. To nieprawda, ale nie chcemy tego wyciszać, bo to byłaby hipokryzja.
W Europie środkowo-wschodniej szczególnie dwa rynki budzą nasz podziw – Rosja i Polska właśnie. Są tu ogromni, ugruntowani gracze, jeśli chodzi o serwisy społecznościowe. Mają wielu użytkowników i są bardzo popularne w swoich krajach. Dlatego jeśli pytasz, czy czuję, że możemy z nimi bezpośrednio konkurować, odpowiem, że nie, właśnie ze względu na tak ogromną bazę użytkowników. Blake Chandlee, wiceprezes Facebooka
Jesteście coraz bardziej popularni wśród naszych internautów. Ale wiecie chyba o tym, że tutaj ciągle numerem jeden jest Nasza-Klasa?
Trudno o tym zapomnieć, jeśli spojrzy się chociażby na liczbę jej użytkowników (ponad 11 mln miesięcznie – red.).
Chcecie w Polsce konkurować z tym portalem?
W Europie środkowo-wschodniej szczególnie dwa rynki budzą nasz podziw – Rosja i Polska. Są tu ogromni, ugruntowani gracze, jeśli chodzi o serwisy społecznościowe. Mają wielu użytkowników i są bardzo popularne w swoich krajach. Dlatego jeśli pytasz, czy czuję, że możemy z nimi bezpośrednio konkurować, odpowiem, że nie, właśnie ze względu na tak ogromną bazę użytkowników. Nie jest naszym priorytetem stać się większym niż Nasza-Klasa, my chcemy dać ludziom przede wszystkim dobry produkt. Wkładamy dużo pasji w to co robimy, chcemy być pewni, że ludzie nas akceptują, rozumieją i lubią. Jeśli w tym osiągniemy sukces, możemy rzeczywiście wzrosnąć na polskim rynku.
Ale są przecież kraje w Europie, w których udało wam się przebić lokalnych liderów.
Tak, nasza strategia przyniosła rezultaty chociażby w Niemczech. Przez długi czas królował był tam bardzo duży gracz - Studivz.net. To portal w rodzaju Naszej Klasy z 14 milionami użytkowników. Zaczęliśmy wprowadzać innowacje, próbowaliśmy różnych sposobów, nawiązaliśmy relacje z lokalnymi firmami mediowymi. W tym roku prawdopodobnie pobijemy ich w wielu punktach. W końcu użytkownicy docenili nas, ale zajęło nam to 18 miesięcy. Czy to samo stanie się w Polsce? Nie wiem. Wszystko, co możemy robić to próbować. Polski rynek jest dla nas bardzo ważny.
Nigdy nie osiągnęlibyśmy takiego sukcesu sami i nie byłby by on tak wymierny w globalnym spojrzeniu. Mamy teraz ponad 80 tysięcy aplikacji i miliony twórców na całym świecie, którzy budują dla Facebooka różne funkcjonalności. To jest obopólna korzyść – ci ludzie w pewien sposób pracują dla nas, ale jednocześnie dla siebie – wszystkie pieniądze które zarobią są ich, nie pobieramy za to żadnych opłat. Ale jednocześnie korzystamy z tego my, a przede wszystkim nasi użytkownicy. Blake Chandlee, wiceprezes Facebooka
Skąd pomysł tak wielkiego otwarcia serwisu na użytkowników i twórców aplikacji? Jesteście serwisem, który w ogóle nie tworzy treści sam. Platformę oddaliście w ręce internautów. Czy przyniosło wam to jakieś korzyści?
Zdecydowanie tak. Nigdy nie osiągnęlibyśmy takiego sukcesu sami i nie byłby by on tak wymierny w globalnym spojrzeniu. Mamy teraz ponad 80 tysięcy aplikacji i miliony twórców na całym świecie, którzy budują dla Facebooka różne funkcjonalności. To jest obopólna korzyść – ci ludzie w pewien sposób pracują dla nas, ale jednocześnie dla siebie – wszystkie pieniądze które zarobią są ich, nie pobieramy za to żadnych opłat. Ale jednocześnie korzystamy z tego my, a przede wszystkim nasi użytkownicy. Popatrz na Warszawę, nie mamy tu biura, ale jest tu co najmniej 200 ludzi, którzy budują dla nas aplikacje, sprzedają u nas reklamy, robią interesy. Idea otwarcia platformy i oddanie jej w ręce użytkowników, twórców, nawet reklamodawców, pozwolenie im na robienie tego co chcą, było milowym krokiem w naszym rozwoju.
Teraz bardzo angażujecie się w funkcjonowanie Facebook Connect. Mógłbyś wyjaśnić, co to za koncepcja?
To proste. Na Facebooku mamy do czynienia z mnóstwem zawartości – są zdjęcia, wpisy, grupy, strony itd. Wszystko to przepuszczane przez nasze społeczne powiązania i komentowane. Zastanawiamy się jak możemy nie tylko samą tą zawartość, ale również aktywność uczynić dostępną poza Facebookiem. Najłatwiej będzie to wyjaśnić na przykładach. Jeśli wchodzę na przykład na strony gazety New York Times, dzięki Facebook Connect, mogę tam zalogować się używając mojego facebookowego loginu i hasła. Wtedy NYT wie kim jestem, kim są moi przyjaciele i mówi do mnie: "Hej, wiesz, że 17 z twoich przyjaciół z Facebooka przeczytało ten artykuł i chce się z tobą podzielić opinią. Czy też chcesz go przeczytać?". Wtedy myślę, że jasne, bo zasada jest taka, ze najbardziej ufamy rekomendacjom ludzi, których znamy. Kolejny przykład to sytuacja, w której zamierzam kupić telewizor w internetowym sklepie i przeglądam tam różne modele. Jeśli taki sklep współpracuje z Facebook Connect mogę automatycznie na moim profilu zapytać znajomych, którzy już kupowali na tych stronach, co sądzą o danym modelu. Chcemy więc żeby to, co najlepsze na Facebooku - czyli sieć naszych znajomych - było wykorzystywane poza samym Facebookiem. Już ponad 70 tysięcy stron wdrożyło już pewne elementy Facebook Connect. Traktujemy ten program jako ogromną część naszej przyszłości.
Staramy się znaleźć równowagę w serwisie, dlatego testujemy wiele różnych rzeczy i rzeczywiście testujemy też "dislike". Ale czasami takie zmiany są jak domino – pociągają za sobą konkretne skutki. A w tym przypadku to nawet pewnego rodzaju kulturowa zmiana. "Lubię to", to coś pozytywnego, sprawia radość, natomiast "nie lubię" może być po prostu nieprzyjemnie wykorzystane przez różnych frustratów, którzy będą na okrągło wciskać "nie lubię" tego, "nie lubię" tamtego. Blake Chandlee, wiceprezes Facebooka
Dla wielu waszych użytkowników to bardzo ważna sprawa. Czy zamierzacie się ugiąć i wprowadzić obok przycisku "lubię" również funkcję "nie lubię"?
Może. Dyskutujemy o tym. Staramy się znaleźć równowagę w serwisie, dlatego testujemy wiele różnych rzeczy i rzeczywiście testujemy też "dislike". Ale czasami takie zmiany są jak domino – pociągają za sobą konkretne skutki. A w tym przypadku to nawet pewnego rodzaju kulturowa zmiana. "Lubię to", to coś pozytywnego, sprawia radość, natomiast "nie lubię" może być po prostu nieprzyjemnie wykorzystane przez różnych frustratów, którzy będą na okrągło wciskać "nie lubię" tego, "nie lubię" tamtego. Zauważ, że gdy ludzie dają znać, że coś "lubią" - oni naprawdę to lubią. Natomiast czasem nie lubimy czegoś tak po prostu i bez powodu. To jest pewnie mały niuans, ale może dużo zmienić dla naszych użytkowników. Czy to będzie dobre czy nie – nie wiem i całe szczęście są inni goście w firmie od podjęcia tej decyzji.
Źródło: tvn24.pl, Bild.de
Źródło zdjęcia głównego: materiały ARBOinteractive